WIG20 zyskał ponad 4 proc. i biorąc pod uwagę, że od początku roku wzrost wyniósł niecałe 11 proc., jest to niezły wynik. Jeszcze lepiej osiągnięcia w minionym kwartale wyglądają, gdy zauważymy, że od lipcowego dołka indeks największych spółek warszawskiej giełdy wzrósł o 12,9 proc. Musimy też pamiętać, że z uwagi na swoją konstrukcję wartość tego indeksu nie uwzględnia dywidend wypłacanych przez należące do niego spółki (co w praktyce oznacza, że w dniu ustalenia prawa do dywidendy indeks automatycznie idzie w dół). Uwzględnienie tych dodatkowych dochodów daje nam dodatkowo około 4 punktów procentowych.

Łyżką dziegciu niech będą jednak mizerne obroty akcjami na GPW. III kwartał to hossa elitarna, związana w wąskim gronem dużych firm, nie poparta szerszym powrotem inwestorów do tej klasy aktywów. Potwierdza to zresztą zmiana struktury aktywów funduszy inwestycyjnych na korzyść funduszy lokujących w instrumenty dłużne.

Niewątpliwie warszawskiej giełdzie pomogła „meksykańska fala" luzowania ilościowego przeprowadzona przez banki centralne. GPW, jako rynek z koszyka Emerging Markets (rynków wschodzących) nie mógł nie skorzystać z większej skłonności do ryzyka, jaką przy kolejnych rundach QE wykazują globalni inwestorzy. Niestety, jeżeli weźmiemy pod uwagę sytuację polskiej gospodarki, na tle której odbywają się kolejne programy dodruku pieniądza w USA, to QE3 trafiło na najmniej podatny grunt. Nie ma co liczyć także na skuteczność obniżek stóp procentowych, których cykl zapewne rozpocznie dziś RPP. Polska gospodarka ma niski stopień monetyzacji, zaś impulsy pieniężne działają z wynoszącym kilka kwartałów opóźnieniem. Innymi słowy, złagodzenie polityki pieniężnej nie wywoła z dnia na dzień nowej hossy na rynku akcji.

Coraz słabsze dane makro skłaniają tymczasem do rewizji w dół prognoz dynamiki polskiego PKB w przyszłym roku. Z całą pewnością odbije się to z kolei na kondycji finansowej przedsiębiorstw. W tym kontekście wydaje się, iż kilkunastoprocentowy wzrost indeksu WIG20 w tym roku to wszystko, co uzasadniają obecne wyceny. Pozostaje pytanie, w jakim stopniu coraz niższy wzrost gospodarczy w naszym kraju przełoży się na gorsze prognozy wyników spółek i jak bardzo nerwowo przyjmą to inwestorzy.