Skuteczność ilościowego luzowania polityki pieniężnej (QE) w pobudzaniu koniunktury gospodarczej, przynajmniej na krótką metę, jest mocno ograniczona. Równocześnie wysiłki banków centralnych w walce z kryzysem zadłużeniowym nie przynoszą efektów. Niechęć Hiszpanii do skorzystania z pomocy EBC, kłopoty Grecji z wypełnieniem kryteriów koniecznych do uzyskania kolejnej transzy finansowania międzynarodowego czy wreszcie niepewność związana z klifem fiskalnym w Ameryce dowodzą, jak trudno wyjść z zadłużeniowej spirali.
Coraz zatem mniej wątpliwości pozostawia scenariusz przedłużającej się stagnacji gospodarczej, scenariusz najgorszy z punktu widzenia podejmowania decyzji inwestycyjnych. Oznacza on, że zachowania rynków jeszcze długo będą zdominowane głównie przez nastroje inwestorów i przepływy kapitału, a w mniejszym stopniu doniesienia gospodarcze.
Stąd właśnie bierze się wyraźna polaryzacja sektorowa i geograficzna rynków akcji, stąd mamy też gwałtowność zmian nastrojów.
Wybicie z wielotygodniowych konsolidacji indeksów S&P 500 czy DAX, w połączeniu z istotnym wzrostem zmienności notowań, nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że trend średniookresowy na najważniejszych światowych parkietach zmienił się na zniżkowy.
W tych okolicznościach pozostaje zastanawiać się nad głębokością czekających nas zniżek. Sama wysokość trendów bocznych, z których nastąpiło wybicie, w Ameryce pozwalała liczyć na osiągnięcie przez S&P 500 około 1375 pkt (co już się stało), a w przypadku DAX daje około 6,9 tys. pkt jako zasięg spadku.