Sygnały analogiczne do tego ze środy pojawiły 29 października 2008 oraz 16 sierpnia 2011 r. Pierwsza z tych dat to czas początku odbicia cen akcji w górę po panice wywołanej upadkiem banku Lehman Brothers, druga to moment odbicia w górę po panice związanej z bankructwem Grecji. Gdyby szukać cech wspólnych obu tych historycznych epizodów podobnych do ostatniego, to można by wskazać na podobny niezbyt duży potencjał wzrostowy w ciągu kilku miesięcy po takim sygnale (odpowiednio +3,7 proc. i +3,3 proc., co w obecnych realiach przekładałoby się na WIG w strefie 50 564-50 749 pkt w ciągu 4-11 sesji licząc od środy) i większy potencjał spadkowy rzędu od -10,6 do -13 proc. (czyli test dołka w ciągu następnych 5 tygodni). Trwały wzrost cen akcji rozpoczynał się dopiero 4–10 miesięcy po obu tych historycznych epizodach paniki rynkowej. To dla mnie nieco kontrowersyjny wniosek, bo osobiście zakładam, że rynki akcji na całym świecie mają czas na dokończenie hossy do wiosny przyszłego roku, a następne pół roku przyniesie załamanie cen akcji poniżej poziomów dołków z 2011 r.

Nowy cykliczny rekord ustanowił WIG-Plus, co sugeruje, że przewaga małych spółek nadal się utrzymuje. Pojawiła się „spiskowa teoria" sugerująca, że OFE próbując obronić się przed zamachem rządu będą starały się zrobić wiele, by w II kwartale przyszłego roku, gdy ponad 16 mld członków OFE będzie decydować o przyszłych losach swojej składki emerytalnej, wyniki funduszy prezentowały się jak najlepiej. Z wiary w tę „teorię" wynikałyby oczekiwania szczytu cen akcji wiosną 2014 (i krachu od 1 lipca, gdy zacznie działać nieszczęsny „suwak"). Pojawiły się też plotki, że rząd ma zamiar wyznaczyć – dla osób chcących potwierdzić swą wcześniejszą decyzję o przekazywaniu części składki emerytalnej dla OFE – tylko jeden oddział ZUS, którego lokalizacja będzie objęta ścisłą tajemnicą.

Pewną sensacją w czwartek były przez chwilę dane amerykańskiego departamentu pracy, który podał, że w poprzednim tygodniu liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych spadła do najniższego poziomu od sześciu lat (292 tys.). Takie dane mogłyby stanowić dla Fedu argument za przyspieszeniem zaostrzania polityki pieniężnej. W okresie minionego pokolenia ze spadkiem „initial jobless claims" do najniższego od sześciu lat poziomu mieliśmy w USA do czynienia jedynie dwukrotnie. Takie sygnały „przegrzania" koniunktury gospodarczej pojawiły się w grudniu 1986 i czerwcu 1999 r. W obu przypadkach poprzedziły początki załamania wartości S&P 500. W obecnych realiach dawałoby to sugestię końca hossy na Wall Street gdzieś w okolicach maja-czerwca przyszłego roku. Wraz z raportem opublikowano jednak wyjaśnienie, że przyczyną niskiej wartości wskaźnika była niższa liczba wniosków przetworzona w dwóch stanach z powodu trwającej w tamtejszych instytucjach wymiany oprogramowania. By przekonać się, czy było to wiarygodne wyjaśnienie, trzeba będzie poczekać do przyszłego czwartku.