Teraz pomału trendy zaczynają się odwracać. Indeks MSCI Emerging Markets, który jeszcze w czerwcu testował wielomiesięczne dołki, przymierza się do ataku na szczyt z początku roku (uwagę zwraca niemal identyczna sytuacja na wykresie WIG20). Turecki BIST100, który jeszcze w sierpniu pogłębiał dołki fali spadkowej trwającej od maja (od czasu niepokojów społecznych), wkracza na poziomy najwyższe od pięciu miesięcy. Nawet bardzo słaby do niedawna brazylijski indeks Bovespa, który w połowie roku straszył bessą po przełamaniu technicznych poziomów wsparcia, zdołał powrócić ponad te poziomy. Nie zmieniło się natomiast to, że jako jedno z głównych zagrożeń dla rynków wschodzących wymienia się perspektywę końca QE w USA w przyszłym roku. Warto jednak też brać pod uwagę, że tempo wycofywania się Fedu z QE będzie uzależnione od tempa poprawy kondycji amerykańskiej gospodarki i tempa inflacji. Z kolei im lepsza kondycja gospodarki USA, tym lepiej dla rynków wschodzących, zaś przyśpieszająca inflacja historycznie była skorelowana z hossą na tych emerging markets, które nastawione są na eksport surowców. Czyli widmo końca QE niekoniecznie jest tak jednoznacznie negatywną kwestią, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, aczkolwiek pewnie będzie wywoływać podwyższoną nerwowość u inwestorów.