Według firmy Investors Intelligence wskaźnik optymizmu wśród autorów biuletynów inwestycyjnych w USA przekroczył na koniec października niebezpieczny poziom 3 (co oznacza, że liczba byków jest 3 razy większa od liczby niedźwiedzi). Poprzednio z tak dużym optymizmem mieliśmy do czynienia jeszcze w pierwszej połowie 2011 r., a wcześniej na przełomie lat 2009/2010. Charakterystyczny dla obu tych przypadków był następujący schemat: najpierw łagodna korekta spadkowa na Wall Street, potem nowe szczyty S&P500 i towarzyszący im ponowny wyskok wskaźnika optymizmu, a dopiero potem właściwa, głęboka korekta (-20 proc. począwszy od sierpnia do jesieni 2011 r. i -16 proc. w maju–czerwcu 2010 r.). Obie fale spadkowe były najsilniejszymi korektami hossy trwającej od 2009 r. Jeśli wierzyć rynkowym guru, jak miliarderzy Warren Buffett czy Seth Klarman, narastający optymizm skorelowany jest z deficytem okazji inwestycyjnych. Buffett stwierdził ostatnio, że ciężko jest mu znaleźć atrakcyjnie wyceniane firmy, Klarman zaś z powodu braku okazji chce zwrócić część pieniędzy klientom swojego funduszu hedgingowego. Przejściowe schłodzenie nastrojów na globalnych rynkach staje się coraz bardziej prawdopodobne w perspektywie najbliższych miesięcy. Pocieszające, że żadnym ze wspomnianych przypadków z ostatnich lat szczyt optymizmu nie był równoznaczny z definitywnym szczytem hossy na Wall Street.