Wyobrażam sobie, że inwestorzy na Wall Street przeżywają takie same katusze, jak polscy giełdowi gracze przez większość ubiegłego roku. Jednak w przypadku krajowego podwórka uzasadnieniem do ciągłego obijania się o ściany w bocznym trendzie były wyraźne osłabienie ożywienia gospodarczego, konflikt na Ukrainie i konsekwencje wzajemnych sankcji. Natomiast w przypadku USA ostatnie miesiące nie przyniosły prawie żadnych informacji sugerujących słabość gospodarki czy nadciągające fundamentalne kłopoty w spółkach.

Niestety „prawie" czyni znaczącą różnicę, gdyż chodzi o ceny ropy. Spadek cen tego surowca z 75 dolarów w połowie listopada do 45 obecnie nie tylko spowodował gwałtowną przecenę spółek wydobywczych, ale – co istotne – zaczął ciążyć na wynikach finansowych prognozowanych dla całego indeksu akcji. Ponieważ złe wieści rozchodzą się najszybciej, w ostatnich dniach i tygodniach eksponowane są jedynie negatywne aspekty spadających cen paliw. To prawda, że ze względu na znaczenie eksploatacji łupków w amerykańskiej produkcji przemysłowej, nieuchronne załamanie nowych wierceń, czego objawem jest szybki spadek liczby platform wiertnicznych, wywoła problemy w kilku branżach przemysłu. Jednak wydaje się, że większość spółek w USA raczej zyska niż straci na tańszych surowcach dzięki niższym kosztom i potencjalnemu zwiększeniu konsumpcji. Na razie niskich cen ropy obawiają się bardziej inwestorzy niż konsumenci lub przedsiębiorcy czujący związaną z tym ulgę w ponoszonych kosztach. Zresztą nie ma co się spodziewać, że do czasu sięgnięcia dna przez spadające ceny ropy potencjalne zagrożenia ustąpią miejsca szansom. Dlatego jeszcze przez pewien czas inwestorzy na Wall Street będą musieli się przyzwyczajać do ciągłych wahań nastrojów i gwałtownych zmian indeksów.

Mimo ciemnych chmur zbierających się nad branżami związanymi z łupkową rewolucją hossa w USA nie wydaje się jeszcze zagrożona. Na przełomie lat 1985/1986 miała miejsce analogiczna sytuacja – silne i gwałtowne spadki cen ropy mocno ograniczyły inwestycje i duży udział sektora energetycznego w amerykańskiej gospodarce. Jednak problemy tego segmentu nie przeszły na resztę gospodarki. Epidemia został opanowana, a jedynym skutkiem ubocznym była 6-7–miesięczna przerwa w trendzie wzrostowym. Czyli coś, czego my doświadczyliśmy w ubiegłym roku.