Nawet amerykańskie indeksy zaczęły się wahać, zastanawiając się, czy ten pokaz siły w Europie można potraktować serio. Na razie sytuacja w Niemczech przypomina nieco reakcję inwestorów na japońską „abenomikę", która, wprowadzona w 2013 r., spowodowała gwałtowne osłabienie jena i hossę na tamtejszej giełdzie. Również na Starym Kontynencie główne uderzenie popytu zostało skierowane w stronę eksporterów, licznie reprezentowanych na czołowych zachodnich parkietach. Natomiast gwarancja skupu rządowych zobowiązań przez EBC spowodowała, że poziom rentowności dziesięcioletnich obligacji skarbowych w Niemczech i w Japonii praktycznie się zrównał. W przypadku pokoleniowej inwestycji, jaką jest zakup niemieckich obligacji skarbowych na 30 lat, akceptowany przez inwestorów dochód nie przekracza obecnie 1 proc. w skali roku. Nawet w Japonii dostaje się więcej. Niestety, to nie tylko zapowiedź wprowadzenia QE przez EBC jest powodem utrzymywania się tej anomalii. Do tego dochodzą: powrót greckiego dramatu na europejską scenę oraz wzrost napięcia militarnego na Ukrainie. Oba powody są świetnym usprawiedliwieniem dla szukania bezpiecznej przystani. Nawet gwałtowny wzrost rentowności amerykańskich (polskich, tureckich) obligacji skarbowych, jaki nastąpił po piątkowej publikacji danych o wzroście zatrudnienia w USA, nie zniechęcił inwestorów do utrzymania rekordowych wycen długu naszego zachodniego sąsiada.
Jednocześnie zachowanie indeksów akcji w Europie zupełnie nie przypomina paniki i zniechęcenia, jakie zapanowały na przełomie 2011 i 2012 roku, podczas pierwszej odsłony greckiej tragedii. Czy więc wybicie się przez indeks DAX na nowe szczyty – po rocznej konsolidacji – było tylko pułapką lub zwykłym przypadkiem? Moim zdaniem nie, ale brak wyraźnego potwierdzenia tego kroku przez amerykańską giełdę wprowadza pewien niepokój. Ponieważ indeksy na Wall Street nie zaliczyły w tym roku gwałtownego medialnego spadku, lecz jedynie utknęły w stanie między nadzieją a obawą, łatwo przeoczyć fakt, że od ustanowienia przez S&P 500 historycznego rekordu mija już 29 sesji. Jest to prawie najdłuższy okres, w którym nie odnotowano nowego szczytu, licząc od jesieni 2012 roku. Być może jest to znak, że trend wzrostowy w USA traci dotychczasową dynamikę. Po takim początku roku w wykonaniu amerykańskich indeksów trudno uznać, że 2015 będzie najlepszym rokiem w cyklu prezydenckim i najbardziej dochodowym okresem w cyklu dekadowym.