Na ponad setkę głównych indeksów akcji na świecie, śledzonych przez agencję Bloomberg, indeks WIG 20 uplasował się na siódmym miejscu od końca. Nie miało znaczenia to, czy spadek liczony był w walucie lokalnej czy w dolarach.

Najgorsze jest jednak to, że ponad 6-proc. przecena z ostatnich czterech tygodni miała miejsce w momencie, gdy zachodnie indeksy notowały zwyżki. Strach pomyśleć, co się stanie z WIG20, gdy na świecie zacznie się nawet niewielka korekta. Trudno się z tym pogodzić, ale zachowanie naszej giełdy najlepiej opisuje słynna fraza wypowiedziana przez ministra Sienkiewicza dotycząca sytuacji w PIR. Honoru polskiego rynku w dalszym ciągu bronią mniejsze i średnie spółki, które nie licząc kilku przedstawicieli sektora bankowego, urosły w tym roku o około 10 proc. Co prawda ze względu na dość rozczarowujący sezonu wyników listopad odbił się czkawką także na sWIG80, jednak nie zmienia to generalnie pozytywnego obrazu rynku w segmencie „misiów", które podążają śladem wciąż trwającego ożywienia w polskiej gospodarce.

Wśród dużych spółek sytuacja wydaje się beznadziejna. Spadki na spółkach energetycznych czy bankach trwają już na tyle długo, że zatrzymanie tej tendencji lub nawet odreagowanie wydawało się dość prawdopodobne, szczególnie po zakończeniu kampanii wyborczej. Niestety, brakuje na horyzoncie punktu zaczepienia, który pozwoliłby zbudować podstawę do trwałego odzyskania inicjatywy przez duże spółki. Przyglądając się doświadczeniom Węgier, które pod koniec 2010 r. przystąpiły do implementacji rynkowych „reform", będących wzorem dla Polski, trudno o optymizm.

Choć nominalny dołek indeks BUX odnotował stosunkowo szybko, bo podczas krachu z 2011 r., to jednak relatywna słabość spółek z Budapesztu w relacji do giełd regionu trwała ponad dwa lata, aż do końca 2014 r. Dopiero w tym roku nastawienie inwestorów zagranicznych zasadniczo się zmieniło, a Węgry w imponującym stylu odzyskały utraconą siłę.

Doszło do tego, że w strategii na 2016 r. JP Morgan rekomenduje przeważanie Węgier, a niedoważanie Polski, czyli odwrócenie strategii z poprzednich lat. Indeks z Budapesztu znalazł się po przeciwnej stronie rankingu za listopad niż GPW, odnotowując 10-proc. wzrost. Daje to nadzieję, że los się kiedyś musi odmienić.