Zeszłotygodniowe decyzje obu banków potwierdziły przekonanie, że Fed nie będzie się spieszył z podwyżkami stóp. I gdyby nie kwestia jego wiarygodności (Fed kolejną podwyżkę zapowiada już od wielu miesięcy), to prawdopodobnie do niej by nie doszło w tym roku.
Japoński bank centralny pokazał natomiast, że będzie kontynuował politykę luzowania monetarnego, co automatycznie też odpowiednio kształtuje oczekiwania odnośnie do przyszłych decyzji EBC, a ryzyka związane ze zbyt długim utrzymywaniem niskich stóp BoJ będzie się starał korygować innymi działaniami, a nie wycofując się z dotychczasowej polityki.
W teorii przełom września i października może przynieść zwyżki głównych indeksów, tym samym windując S&P500 na historyczne maksima. Taką szansę stwarza seria publikowanych w najbliższym czasie danych z USA. Jest realne, że w większości przypadków okażą się one rozczarowaniem, co powinno przełożyć się na spadek prawdopodobieństwa grudniowej podwyżki stóp. W myśl teorii „im gorzej w gospodarce, tym lepiej dla giełd" przełożyłoby się to na wzrost cen akcji.
Powyższa teza jest słuszna. Tyle tylko, że uwagę inwestorów od banków centralnych może odciągnąć amerykańska polityka. Wkraczająca w decydującą fazę kampania prezydencka będzie coraz bardziej absorbować uwagę. Szczególnie po debacie Clinton–Trump. Istotne będą nie tylko poglądy ekonomiczne kandydatów, ale też ich ocena pracy Yellen i Fedu, jak i sondaże po debacie.