Do środowej sesji inwestorzy w Warszawie przystępowali z dużymi nadziejami. Wszystko dlatego, że dzień wcześniej WIG20 zyskał 1 proc., dzięki czemu nie tylko wrócił powyżej psychologicznego poziomu 2300 pkt, ale jednocześnie był to najlepszy wynik w Europie. Początek środowej sesji wskazywał na to, że Warszawa ma ochotę powtórzyć ten wyczyn.
Od początku dnia na naszym parkiecie karty rozdawali kupujący. Początek był stonowany, gdyż wskaźnik 20 największych firm naszego parkietu zyskiwał jedynie około 0,3 proc. Szybko jednak okazało się, że byki mają tego dnia ochotę na więcej. W efekcie już po godzinie handlu WIG20 był około 0,8 proc. na plusie i o palmę pierwszeństwa na Starym Kontynencie rywalizował z rosyjskim wskaźnikiem Micex. Ten sielankowy obraz zaczął się jednak psuć w drugiej części dnia.
Wzrosty na GPW skusił bowiem część inwestorów do tego, aby zacząć zrealizować zyski. Nie pomogło także neutralne otwarcie rynku w Stanach Zjednoczonych. W efekcie w drugiej części dnia byliśmy świadkami powolnego zbliżania się indeksu WIG20 w okolice poziomu zamknięcia z wtorku. Zejście poniżej tej bariery stało się realne tuż przed samym końcem notowań, podczas którego główny indeks naszego rynku zyskiwał już tylko 0,3 proc.
Ostatecznie WIG20 zakończył notowania nad kreską. Zyskał jednak jedynie 0,2 proc. i do kolejnego dnia notowań przystąpi z poziomu 2308 pkt. Niesmak po środowej sesji jednak pozostał. Ta miała bowiem być kolejnym sygnałem potwierdzającym początek końca korekty w Warszawie. Cofnięcie z końcówki notowań pokazuje jednak, że niedźwiedzie wcale nie zamierzają tanio sprzedać skóry.
W czwartek wszystkie dywagacje na temat tego, czy korekta na warszawskiej giełdzie dopiero nabiera rozpędu czy też dobiega końca, zejdą prawdopodobnie na dalszy plan. W kalendarzu mamy bowiem posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego, a przede wszystkim wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii. To prawdopodobnie te wydarzenia wyznaczą kierunek europejskim indeksom.