Niedawno karierę wśród internetowych komentatorów robił wykres pokazujący, że rentowności bonów skarbowych w USA urosły powyżej stopy dywidendy dla S&P 500 (wynosi zaledwie ok. 1,8 proc.). Jakkolwiek nie traktujemy tego porównania jako wiarygodnego wyznacznika, to jednak trzeba przyznać, że amerykańskie akcje stają się coraz mniej atrakcyjne względem papierów dłużnych także na bazie innych kryteriów. Bezpośrednią konkurencją dla akcji są obligacje korporacyjne. Tymczasem rentowności nawet papierów emitowanych przez spółki o najwyższym ratingu kredytowym (AAA) urosły do ok. 3,4 proc., najwyżej od... ośmiu lat.
W przypadku akcji za wyznacznik długoterminowej atrakcyjności przyjmuje się często wskaźnik P/E (cena/zysk) w wersji prof. Shillera (tzw. CAPE). Nawet mimo ostatniej korekty przekracza on ciągle pułap 32,0. Po odwróceniu tej wartości otrzymujemy tzw. earnings yield na poziomie ok. 3 proc. Z naszych obliczeń wynika, że rentowności papierów korporacyjnych najlepszych emitentów po raz pierwszy od ponad dziewięciu lat znalazły się powyżej tej miary atrakcyjności akcji.
Wygląda więc na to, że wraz z odchodzeniem Fedu od kontrowersyjnej polityki ultraniskich stóp procentowych powszechne zjawisko pogoni za spadającymi rentownościami aktywów ulega... odwróceniu.