Początek wtorkowej sesji był naprawdę optymistyczny. WIG20 w pierwszej godzinie handlu zyskiwał nawet około 1 proc. Było to zgodne z ogólnymi nastrojami na rynkach. Przede wszystkim zwyżkami zakończyła się poniedziałkowa sesja na Wall Street. To przełożyło się na pozytywne otwarcie notowań nie tylko zresztą na GPW, ale także na innych europejskich rynkach. Jak się jednak okazało optymizm w Warszawie szybko wyparował. Już po dwóch godzinach handlu wzrost był tylko wspomnieniem. WIG20 zjechał pod kreskę, co generalnie było dość zaskakujące, gdyż na zachodzie Europy byki trzymały wysoką formę. Niemiecki DAX praktycznie przez cały dzień zyskiwał ponad 1 proc.

Foto: GG Parkiet

Skoro nasz rynek był głuchy na wydarzenia na innych parkietach Starego Kontynentu cała nadzieja znowu była w Amerykanach. Pozytywne otwarcie notowań na Wall Street dawałoby bowiem nadzieje, że również WIG20 postara się powalczyć o wyższe poziomy. Sygnał do ataku bykom dawały już kontrakty na amerykańskie indeksy, co przełożyło się na nieśmiałe zwyżki na GPW. Kiedy otwarcie notowań na Wall Street faktycznie wypadło więcej niż okazale (główne indeksy po godzinie handlu zyskiwały ponad 1,5 proc.) droga do kolejnego zamknięcia dnia na plusie stała się mniej wyboista. Popyt wykorzystał sprzyjające warunki. WIG20 ostatecznie zyskał 0,56 proc. Oczywiście można marudzić, że początek notowań był lepszy, a na innych rynkach kolor zielony świecił jeszcze mocniej, ale trzeba się cieszyć z tego, co udało się zdobyć. Powoli, aczkolwiek systematycznie, zbliżamy się do poziomu 2300 pkt. Jeśli pozytywne nastroje na globalnych rynkach będą się utrzymywały, przebicie tej bariery wydaje się być jedynie kwestią czasu.