Piotr Neidek, analityk techniczny DM mBanku
Bohaterką wczorajszej sesji na Wall Street była dzienna dwusetka, która została poddana testowi podaży. Przez ostatnie tygodnie akcyjne byki miały względny komfort w wyprowadzaniu wzrostowej kontry, gdyż ruchome wsparcia znajdowały się poniżej bieżących na dany dzień kursów. S&P500 zdołał nawet przerwać zeszłoroczne maksima starając się pokazać, że hossa w USA kwitnie w najlepsze. Niestety niewielu pamiętało, iż do potwierdzenia rynku byka potrzebne są sygnały zbieżności zachodzące pomiędzy indeksami jaki i współpraca rynku obligacji. Patrząc na zachowanie się takich benchmarków jak Russell2000 czy DJTA pierwsze co rzuca się w oczy to drastyczna dywergencja pomiędzy szczytami i brak nowych ekstremów. O ile jednak te zaległości mogłyby zostać nadrobione wraz z upływem czasu, o tyle wczorajsze wydarzenia dobijają akcyjne byki. Mowa jest o przerwaniu dziennej dwusetki przez ww. indeksy oraz pojawienie się układów typu overlap. W przypadku indeksu szerokiego rynku udało się ustrzec przed wygenerowaniem SELL by MA200_d jednakże przy utrzymaniu majowej zmienności na podobnym co obecnie poziomie, szansa czy też ryzyko przerwania ww. ruchomego wsparcia jest całkiem wysokie. Wraz z deprecjacją jankeskich indeksów przecenie poddały się także takie benchmarki jak MSCI Poland, który jest o krok od przetestowania podstawy klina – podażowej formacji od miesięcy wywierającej negatywny wpływ na rynek. Wszystko to ma swoje przełożenie na GPW, gdzie wczoraj ponownie doszło do wyprzedaży akcji i utracenia szans na zmianę trendu. Wprawdzie dzisiaj nie można wykluczyć próby wyprowadzenia wzrostowej kontry, jednakże wczoraj pojawiła się wyjątkowa szansa zbudowania popytowego układu na miarę tego z października 2018.r. czy czerwca 2018.r. Niestety bykom nie udało się potwierdzić formacji harami a tym samym doszło do ponownego odkrycia słabych stron popytu nad Wisłą. Tygodniowa luka bessy tkwiąca na wykresie WIGu czy mWIG40 stanowi realne ostrzeżenie o powrocie ursusów na parkiet w średnim terminie a skoro nie dawno rozpoczął się złowrogi miesiąc maj, to Big Picture dla GPW nadal jest spadkowy.
Kamil Cisowski, analityk DI Xelion
Wczorajsza decyzja chińskich władz, by zignorować ostrzeżenia prezydenta Trumpa i w ramach działań odwetowych nałożyć cła na import towarów z USA o wartości około 60 mld USD doprowadziła do silnej przeceny na większości giełd europejskich, które traciły od 0,6% (FTSE100) do 1,5% (DAX), ale prawdziwy pogrom wywołała za oceanem. Gdy S&P500 otwierało się o 1,7% niżej, można było mieć wrażenie, że reakcja na to dość oczywiste działanie jest nieco przesadzona, ale poziomy zamknięcia były jeszcze wyraźnie gorsze. Ostatecznie S&P500 spadło o 2,4%, a NASDAQ aż o 3,4%.
Na globalnych rynkach obserwujemy ewidentny risk-off. Rentowności amerykańskich 10-latek zbliżyły się do okolic 2,4%, niemieckie bundy kwotowane są 7 pb poniżej zera. Po letargu, który trwał przez cały tydzień, wczoraj w ciągu dnia przebudziły się ceny złota, które w ciągu niecałej godziny wzrosło z okolic 1284$/ou. o kilkanaście dolarów, a obecnie znajduje się nad barierą 1300 $/ou., mając w kontekście dalszych spadków w Azji szansę na kontynuację odbicia.
Oprócz wojny handlowej media za oceanem poświęcają wiele uwagi Uberowi, który, jak się wydaje, zadebiutował w najgorszym możliwym momencie. Przy ogromnych obrotach, za sprawą których spółka zajęła miejsce w pierwszej dziesiątce NYSE, akcje spadły wczoraj o 10,8% (po siedmioprocentowej przecenie w piątek). Oznacza to podobno, że około 80% inwestorów, którzy uczestniczyli w kolejnych rundach finansowania, gdy Uber był jeszcze spółką prywatną, znajduje się pod kreską. Wprawdzie firmy takie jak Facebook czy Amazon także miały problemy po debiucie (o czym przypomina prezes Ubera w liście do pracowników), ale tutaj kłopoty mogą być poważniejsze. Główny konkurent firmy w USA, Lyft, stracił w ciągu półtora miesiąca od IPO około 40% wartości, a pojawiają się doniesienia, że już większość free floatu spółki jest używana do transakcji krótkiej sprzedaży.
Dość wolatylne pozostawały wczoraj ceny ropy, które znajdują się pod presją z uwagi na narastające obawy o kondycję globalnej gospodarki w drugiej połowie roku, jeśli wojna handlowa się przedłuży. Przynajmniej chwilowo było to jednak zrównoważone przez komunikat Arabii Saudyjskiej o próbach sabotażu/ataku na dwa jej tankowce u wybrzeży ZEA. Tego typu incydenty budzą naturalne obawy o próby zakłócenia dostaw ropy płynącej przez cieśninę Ormuz (1/3 światowego wydobycia) z Zatoki Perskiej, inspirowane zapewne przez Iran. Władze w Teheranie groziły już w przeszłości zablokowaniem cieśniny, ale trudno sobie wyobrazić jakikolwiek scenariusz, w którym nie oznaczałoby to otwartego konfliktu zbrojnego z USA, Arabią i ich sojusznikami na Bliskim Wschodzie. Wall Street Journal już podał informację, że USA po wstępnej analizie oskarżają Iran o atak.