Teoretycznie wszystko przemawiało za wzrostami. Zwyżkami zakończyła się sesja na Wall Street, a kolor zielony świecił też na parkietach w Azji. Teoria nie zawsze ma jednak przełożenie na rzeczywistość. Tak też było w przypadku warszawskiej giełdy. WIG20 na starcie zyskał zaledwie 0,1 proc., a po godzinie handlu zjechał nawet pod kreskę, co biorąc pod uwagę otoczenie, można nawet było uznać za spore rozczarowanie. Na szczęście niedźwiedziom nie udało się rozwinąć tego ruchu. Bierność ta została wykorzystana przez byki, które postanowiły pokazać, że zwyżki z końcówki ubiegłego tygodnia nie były dziełem przypadku.
Mniej więcej od południa popyt przejął inicjatywę na GPW. WIG20 zyskiwał w ciągu dnia około 0,5 proc. Zwyżki oczywiście cieszyły, ale też można było odczuwać pewien niedosyt. Niemiecki DAX rósł w ciągu dnia nawet ponad 1 proc. Końcówka dnia znowu była uzależniona od postawy Amerykanów. Ci rozpoczęli dzień od solidnych zwyżek, jednak optymizm tam gasł z każdą upływającą minutą. Na szczęście nie przełożyło się to na zachowanie naszego rynku. WIG20 ostatecznie zyskał 0,6 proc. Do okrągłego poziomu 2300 pkt brakuje mu już niecałe pięć punktów. Po raz kolejny warto zwrócić uwagę na aktywność inwestorów. We wtorek obroty na szerokim rynku przekroczyły 1 mld zł, co jak na nasze warunki jest naprawdę dobrym osiągnięciem. Nie byłoby to raczej możliwe bez zaangażowania kapitału z zagranicy. ¶