Po czterech z rzędu wzrostowych dniach w końcu bowiem przyszła przecena i pojawiło się pytanie, czy to tylko chwilowa słabość, czy odwrócenie krótkoterminowej tendencji. Czwartkowa sesja miałaby być więc chwilą prawdą. I jeśli na jej podstawie wyciągać wnioski na przyszłość, to można być optymistą.
Początek dnia na GPW był dość niemrawy. WIG20 rozpoczął dzień przy poziomie zamknięcia ze środy i znajdował się tam przez dobrych kilka godzin. Było to o tyle rozczarowujące, że na innych europejskich rynkach przeważały zwyżki.
Dopiero w II połowie dnia na warszawskim parkiecie zaczęło się dziać nieco więcej. Najpierw byki przeprowadziły swoistego rodzaju test. WIG20 zaczął zyskiwać 0,3 proc. Niedźwiedzie nie wyprowadziły żadnej kontry, więc szanse na to, że popyt zdecyduje się na bardziej zdecydowany ruch, rosły z każdą upływającą minutą. Kluczowe okazało się (nie po raz pierwszy zresztą) wejście do gry inwestorów ze Stanów Zjednoczonych. Indeksy na Wall Street rozpoczęły dzień od wzrostów, co dało impuls inwestorom w Warszawie do zakupów akcji. W ostatniej fazie notowań WIG20 zaczął już wyraźnie zyskiwać na wartości. Ostatecznie urósł o 0,8 proc. Dzięki temu znalazł się na poziomie 2300 pkt. To o tyle istotne, że jest to także ważne miejsce z punktu widzenia analizy technicznej. Piątkowa sesja zapowiada się więc bardzo ciekawie. Kolejny dzień zwyżek byłby sygnałem dla byków. ¶