Zespół analiz BM Alior Banku
Napływające informacje dotyczące rozwoju epidemii koronawirusa poza terytorium Chin oraz zamiar zwiększenia produkcji ropy i jej sprzedaży po znacznie niższej cenie przez Arabię Saudyjską były głównymi czynnikami, które wpłynęły na potężne przeceny amerykańskiego i europejskiego rynku akcji. Wielkość spadku indeksu DJIA (2000 punktów) jest porównywalny z tym z grudnia 2008 roku po ogłoszeniu upadłości przez Lehman Brothers. Natomiast biorąc pod uwagę szerszą perspektywę, to skala spadków głównych indeksów giełdowych może sugerować, że najdłuższy w historii ameryki trend wzrostowy ma się ku końcowi. Do tak dużych spadków przyczyniła się przeszło 30% przecena ropy naftowej, która bezpośrednio wpłynęła na dwucyfrowe spadki spółek zajmujących się jej wydobyciem m.in. BP, Shell, Total czy Chevron. Zakończone rozmowy między OPEC a Rosją o ograniczeniu wydobycia w wysokości 1,5 mln baryłek/dzień zakończyły się niepowodzeniem. W efekcie tego Arabia Saudyjska chce zalać rynek tanią ropą, przez co zostaną wypchnięci producenci o najwyższych kosztach produkcji. Jeżeli chodzi o dane makro, to dzisiaj rano poznaliśmy lutowy odczyt inflacji konsumenckiej w Chinach (+5,2% r/r). Natomiast o godz. 11:00 poznamy dynamikę PKB dla Strefy Euro za IV kwartał 2019 roku (prognoza 0,9% r/r). Potężne przeceny dotknęły również polski parkiet. W niechlubnym rankingu 16 na 20 spółek z indeksu WIG20 zakończyły notowania na rocznych minimach. Ponownie najniższe w historii notowania zaliczyły kursy Taurona, PGNiG i PGE. Spółki w ostatnim czasie opublikowały względnie pozytywne informacje (rozpoczęcie nowych odwiertów, rekordowe przyłączenia do sieci ciepłowniczej, wydanie nieprawomocnego aczkolwiek korzystnego dla Tauronu wyroku ws. wypowiedzenia umów na zakup energii) mogą zahamować spadki i przejście kursów w trend boczny. Na tle ogromnej wyprzedaży bardzo dobrze zachowały się notowania PKN Orlen, którego notowania zamknęły się z niewielką stratą. W przypadku tej spółki spadek cen ropy może przełożyć się na wzrost marż i lepsze wyniki koncernu.
Kamil Cisowski, ekspert DI Xelion
Rozpoczęcie wojny na rynku ropy pomiędzy Arabią Saudyjską a Rosją stało się katalizatorem załamania na globalnych rynkach, które przywołuje nieuchronnie wspomnienia z momentu, gdy nieco ponad dekadę temu upadał bank Lehman Brothers. Rynki europejskie znalazły się oficjalnie w „rynku niedźwiedzia", po spadku o 7,9% DAX jest już niemal 23% od szczytu, a cały ruch zajął zaledwie trzy tygodnie. W obrazie wczorajszej sesji nie da się doszukać żadnych pozytywów – towarzyszyła mu skrajna panika na rynku długu, amerykańskie 10-latki w godzinach porannych osiągnęły minima poniżej 0,4%, poniżej 1% spadły obligacje 30-letnie. Bundy kwotowane są poniżej -0,85%. Po okresie relatywnej odporności na sytuację na rynku akcji doszło do załamania spreadów kredytowych zarówno na rynku europejskich i amerykańskich obligacji high yield, jak i na długu rynków wschodzących. WIG20 spadł o 7,8%, mWIG40 o 6,2%, a sWIG80 o 7,8%. Na fali oczekiwań wzrostu marż przez cały dzień bronił się Orlen, ale ostatecznie i on zamknął się minimalnie pod kreską. Cztery spółki (mBank, Alior, CCC i KGHM) straciły więcej niż 10% wartości. Po przecenach S&P500 i NASDAQ o odpowiednio 7,6% oraz 7,3% na granicy teoretycznego zakończenia hossy stoi także giełda amerykańska, ale nie przekroczy jej raczej dzisiaj. Rynki azjatyckie notują silne wzrosty, na plusie zamknęło się nawet Nikkei, chociaż we wczorajszym szczycie paniki kontrakty futures wskazywały na jego perspektywy przeceny o skali porównywalnej z wczorajszą. W momencie pisania komentarza Hang Seng zyskuje niecałe 2%, podobne wzrosty widać na kontraktach na DAX, ponad czteroprocentowe na futures na NASDAQ. Dalsze scenariusze rozwoju sytuacji uzależnione są od działań fiskalnych i monetarnych w najbliższych dniach. Dzisiejsze odbicie nie byłoby możliwe, gdyby nie wsparcie, które amerykańskiej gospodarce obiecał prezydent Trump, który planuje m.in. podjąć rozmowy w sprawie obniżenia podatku dochodowego, wiceprezydent Pence sugeruje również, że rząd kontaktuje się z Kongresem w sprawie pokrycia kosztów zwolnień chorobowych dla pracowników, co niemal na pewno zyska poparcie Demokratów. Nawet jeśli Fed nie obniży stóp w marcu o oczekiwane 75 pb (widzimy sporą szansę mniejszego cięcia), z pewnością zaproponuje plan niestandardowych działań w polityce monetarnej, którego celem będzie uspokojenie rynków. Kolejne działania w Azji już są podejmowane, dodatkowo powoli można mówić o zatrzymaniu epidemii na tamtym kontynencie. Przeprowadzone szybko badania setek tysięcy obywateli sprawiają, że liczba nowych przypadków w Korei obecnie gwałtownie spada, sytuacja w Japonii jest stabilna, Hong Kong i Singapur zdusiły koronawirusa w zarodku. W USA szeroko oczekiwany jest silny wzrost zarażeń w miarę jak badania będą obejmować nieporównywalnie większe liczby osób (do przyszłego tygodnia mają być przygotowane 4 miliony testów), każdy lepszy scenariusz może być na tym tle pretekstem do wzrostów. Europa nie zdała egzaminu z zapobiegania rozwojowi epidemii, teraz istnieje ryzyko, że obleje test z reakcji w polityce fiskalnej i monetarnej. Wprawdzie kolejni przedstawiciele rządów nawołują do skoordynowanego stymulusu, ale mimo znacznie większego rozprzestrzenienia choroby niż w USA i skutków, które z pewnością będą znacznie poważniejsze niż tam, konkretów na razie brak. Raczej nie pojawią się one wcześniej niż po spotkaniu ministrów finansów państw UE, a i to nie jest pewne. Wiele wskazuje na to, że Boris Johnson będzie mógł bardzo szybko pokazać Brytyjczykom korzyści uwolnienia Królestwa z unijnej biurokracji. Zagadką pozostaje, co zrobi EBC. Gdyby działania ograniczyły się do kolejnego cięcia stóp i zwykłego zwiększenia skali zakupów aktywów z obecnych 20 mld EUR miesięcznie do 60-80 mld EUR miesięcznie, byłoby to rozczarowanie i pokazanie, że możliwości stymulacji monetarnej w strefie euro są wyczerpane. Rynek będzie oczekiwał prawdopodobnie zmiany zasad programów zakupów, która pozwoli ustabilizować rynek długu korporacyjnego i przeniesie ciężar nabyć obligacji skarbowych z miejsc, gdzie jest to niepotrzebne (Niemcy) do tych, które zostaną uderzone najciężej (Włochy).
Piotr Neidek, analityk techniczny DM mBanku
Poniedziałkowy krach doprowadził do wybicia się WIGu dołem z kilkuletniego kanału wzrostowego a tym samym pojawił się trigger dla niedźwiedzi do dalszej podróży na południe. Jeżeli w najbliższych dniach czy też tygodniach nie pojawi się mocniejsza zwyżka pozwalająca ww. benchmarkowi powrócić nad pułap 50k, wówczas wczorajsze przełamanie wsparcia ma prawo okazać się zapowiedzią deprecjacji w stronę minimów z 2011.r. Wprawdzie tak czarny scenariusz współgra obecnie z panującymi nastrojami na światowych rynkach finansowych, to przy obecnym poziomie wyprzedania wydaje się nazbyt negatywną prognozą dla WIGu. Na większą uwagę zasługuje sWIG80, który wczoraj także oberwał od ursusów i chociaż dotarł on do poziomów ostatni raz widzianych w styczniu 2019.r. , to jednak w przeciwieństwie do pozostałych warszawskich indeksów zachowuje on rosnącą sekwencję ekstremów. Kluczowym wsparciem dla benchmarku małych spółek pozostaje 10.4k i dopóki sWIG80 przebywa powyżej tego pułapu, dopóty pozostaje nadzieja na odbudowanie tego, co udało się wypracować bykom na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy. Patrząc na wykres WIG20 pozostaje jedynie wskazywać kolejne wsparcia, na których mogłoby dojść do wyhamowania podaży i zbudowania bazy pod nową zwyżkę. Poniedziałkowe close wypadło poniżej czerwcowego minimum z 2016.r., ale tuż nad zniesieniem 78.6% zwyżki z okresu 2009 – 2011.r. Jeżeli ww. fibo-wsparcie miałoby stanowić barierę przed dalszymi spadkami, wówczas pułap 1600 punktów stałby się na jakiś czas poziomem do obrony.