My postanowiliśmy sięgnąć po kompromisowy i dość intuicyjny próg 10 proc. Taka zmienność jest zapewne do zaakceptowania przez przeciętnego inwestora szukającego zysków znacznie przekraczających to, co można otrzymać na lokacie bankowej (czyli obecnie niewiele powyżej zera).
Podstawienie tego parametru do kalkulacji pozwala wygenerować następujące wyniki: 37,5 proc. w akcjach małych spółek, 36,7 proc. w obligacjach, 25,8 proc. w złocie. Jak widać, obiektywne obliczenia każdemu z omawianych aktywów dają pokaźne miejsce w kompromisowym koszyku inwestycyjnym. Dodajmy jeszcze, że aby utrzymać te wagi, założyliśmy, że na koniec każdego roku przeprowadzany będzie tzw. rebalancing, czyli aktywa o zbyt niskiej wadze były dodawane w odpowiedniej ilości, a te o za wysokiej wadze były adekwatnie redukowane.
Dywersyfikacja procentuje
Teraz przejdźmy do rzeczy najciekawszej. Okazuje się, że taki koszyk przy 10-procentowej zmienności przyniósłby stopę zwrotu na poziomie 11,8 proc. w skali roku. Czyli niewiele niższą niż akcje małych spółek, które przecież cechowały się przeszło dwukrotnie większą zmiennością! Miks aktywów dałby jednocześnie zarobić więcej niż złoto i obligacje.
Jak to możliwe? Wygląda na to, że odkrycia, za które Harry Markowitz otrzymał Nagrodę Nobla, są aktualne również w odniesieniu do inwestowania w polskich warunkach. Dywersyfikacja w oparciu o różne aktywa, których ceny chadzają własnymi ścieżkami (czyli są słabo dodatnio skorelowane, a czasem nawet ujemnie skorelowane), pozwala obniżyć całkowitą zmienność przy jednoczesnym utrzymaniu solidnych stóp zwrotu.
Nigdy nie jest za późno na inwestowanie
Jakie są implikacje tych historycznych symulacji w chwili obecnej? Wykres przedstawiający wyniki portfela sugeruje, że nigdy nie jest za późno na inwestowanie. Nawet gdybyśmy ulokowali kapitał w takim koszyku w najgorszym możliwym momencie, takim jak szczyt hossy małych spółek w 2007 roku, to i tak po nieco ponad dwóch latach inwestycja zaczęłaby przynosić trwałe zyski. A to i tak skrajny przykład, bo przez zdecydowaną większość czasu na pomnożenie kapitału trzeba by czekać o wiele krócej.
Wydaje się zatem, że rozsądna, podyktowana historią dywersyfikacja oraz dyscyplina wymagana do utrzymania odpowiedniej struktury portfela na dłuższą metę (czyli nieuleganie emocjom wynikającym z przejściowych wahań poszczególnych komponentów) to świetny sposób na pokonanie strachu przed inwestowaniem jako takim. Poleganie na portfelu złożonym z różnych sprawdzonych aktywów wydaje się lepszym pomysłem niż kurczowe trzymanie się tylko któregokolwiek z tych aktywów.