Złoto miało być w tym roku aktywem cieszącym się wyjątkowo dużym zainteresowaniem w związku z wciąż utrzymującą się luźną polityką banków centralnych oraz rosnącą inflacją. Jak na razie jednak inwestorzy mogą czuć spory zawód, bo po majowym odreagowaniu praktycznie nie ma już śladu, co oznacza, że od początku roku złoto jest grubo pod kreską, podobnie jak fundusze metali szlachetnych. Impulsem do ostatniej przeceny były sygnały z Fedu, które wzmogły oczekiwania na podwyżki stóp procentowych.
Ujemne stopy na lata
– Metale szlachetne są jedyną grupą surowców, która w tym roku straciła. Był to scenariusz przeze mnie oczekiwany – zaznacza Kamil Sobolewski, strateg i zarządzający Skarbca TFI. – Za słabszym zachowaniem metali szlachetnych przemawia w mojej opinii ich defensywny charakter (spadek awersji do ryzyka oznacza zmniejszenie popytu na bezpieczne przystanie) oraz mało cykliczny charakter zgłaszanego szczególnie na złoto popytu. Ponadto metale szlachetne pozytywnie reagują na spadek realnych stóp procentowych, więc w ostatnim tygodniu nadzieja na normalizację stóp realnych nie sprzyja notowaniom, szczególnie złota i srebra – analizuje Sobolewski.
Radosław Pela, zarządzający PKO TFI, do ostatniej przeceny podchodzi ostrożnie, bo jego zdaniem okoliczności dla wzrostu cen złota są nadal bardzo sprzyjające. – Dynamika zmian w sytuacji makroekonomicznej na świecie coraz bardziej faworyzuje złoto. Mamy aktualnie do czynienia z sytuacją, w której długoterminowe obligacje wszystkich rozwiniętych krajów świata mają ujemną realną stopę procentową i w ujęciu długoterminowym nadal trwa proces pogłębiania tego negatywnego poziomu – podkreśla Pela. – Dopóki nie zobaczymy zagrożenia dla tego procesu, czyli możliwości powrotu realnych dodatnich stóp procentowych, dopóty cena złota pozostanie w trendzie wzrostowym. W perspektywie krótkoterminowej oczywiście ceny mogą się zachowywać nieco inaczej niż według schematu, że niższe realne stopy równają się wyższej cenie złota, i podlegać krótkoterminowym wahaniom. Tak było w ostatnim tygodniu, gdy cena złota spadła o ponad 100 USD za uncję przy braku wzrostu realnych stóp procentowych – tłumaczy zarządzający PKO TFI. – Ale z drugiej strony majowy wzrost ceny złota czy letnia hossa z zeszłego roku, która wyznaczyła dotychczasowe historyczne maksimum ceny kruszcu, tez miały amplitudę zdecydowanie większą, niż wynikającą ze zmian realnych stóp procentowych w tym czasie – dodaje Pela.
Zdaniem zarządzającego PKO TFI procesy inflacyjne będą trwały, a nawet przyspieszały. – Trudno jest mi też wyobrazić sobie silny wzrost rentowności obligacji rządowych, zwłaszcza w USA – nie przy tej skali zadłużenia. Jak na razie oczekuję kontynuacji spadku realnych stóp procentowych – zapewnia. Według Peli negatywna korelacja ceny złota z poziomem długoterminowych realnych stóp procentowych jest bardzo wysoka i taka powinna pozostać, a jednocześnie powinna ona być głównym powodem zwyżek ceny złota jako realnego, przetestowanego przez setki, a może i tysiące lat, wehikułu do przechowywania wartości.