Spekulanci rynkowi, którzy cenią sobie ponadprzeciętną zmienność, w ostatnim czasie z pewnością nie mogli przejść obojętnie wobec tego, co działo się z jenem. Ten przeszedł drogę z piekła do nieba i z powrotem, a to pewnie jeszcze nie koniec. W centrum uwagi jest oczywiście Bank Japonii, który od dłuższego czasu swoją luźną polityką, która kontrastowała z podejściem innych banków centralnych, szkodzi jenowi. Każda wzmianka o tym, że może on stać się bardziej jastrzębi, wywołuje poruszenie na rynku. Nie zmienia to jednak faktu, że jen wciąż nie może na dobre złapać wiatru w żagle.
Burzliwe dni
Ponadprzeciętne ruchy na rynku jena znów zaczęły się pod koniec ubiegłego tygodnia. Para USD/JPY jeszcze w czwartek była przy poziomie 141,00, by w piątek w godzinach porannych zjechać w okolice 138,00. Tematem przewodnim na rynku był oczywiście Bank Japonii, który nakreślił plany działania na kolejne miesiące.
– Parametry polityki monetarnej Banku Japonii nie uległy zmianie. Nadal główna stopa procentowa wskazuje poziom -0,1 proc., a docelowa rentowność dziesięcioletnich obligacji pozostaje na poziomie 0 proc. Kazuo Ueda – gubernator BoJ – wskazał natomiast, że pułap dla tych „papierów” na poziomie 0,5 proc. będzie teraz punktem odniesienia, a nie sztywnym limitem. Dodatkowo instytucja zapowiedziała codzienną operację skupu tych instrumentów. Jednocześnie podkreślono, że ta decyzja nie oznacza zakończenia programu kontroli krzywej dochodowości. Wydaje się, że BoJ musi być przekonany o trwałym wzroście inflacji, zanim podejmie kroki w kierunku normalizacji polityki. Decydenci banku uważają, że zmiany w polityce mają charakter techniczny, aby zapewnić dalsze „luźne” nastawienie – wskazuje Łukasz Zembik, analityk Oanda TMS Brokers.
Efekt jest taki, że umocnienie jena widziane w piątek rano było jednak jedynie chwilowe. Para USD/JPY wróciła do wzrostów już w piątek, a w poniedziałek ruch ten był kontynuowany. Para wymazała cały ruch spadkowy i znów znalazła się powyżej 142,00.