Od ostatniego szczytu (2041 pkt na zamknięciu) indeks WIG20 oddalił się o 5,6 proc. Takiej przeceny nie było od ośmiu tygodni. Pojawia się więc pytanie, na ile jest to sygnał poważniejszego przesilenia, a na ile efekt przejściowej korekty, która jest naturalna po długotrwałej zwyżce (od lutowego dołka do ostatniego szczytu WIG20 zyskał prawie 54 proc.)?
Analiza techniczna sugeruje, że z jednej strony nie wydarzyło się jeszcze nic, co nakazywałoby obwieścić koniec średnioterminowego trendu wzrostowego, a z drugiej strony podpowiada, że pojawiło się niebezpieczeństwo, że takie wydarzenia mogą mieć wkrótce miejsce.
Na skutek wczorajszej zniżki WIG20 zbliżył się bowiem do poziomu 1920 pkt, który jest istotny dla zwolenników analizy technicznej. Na tej wysokości znajduje się nie tylko dołek z 8 czerwca (odbicie od niego pozwoliło indeksowi przekroczyć z impetem psychologiczną barierę 2000 pkt), ale przede wszystkim szczyt z 6 stycznia (jego sforsowanie na początku czerwca można było traktować jako kolejny sygnał końca bessy). Co więcej, w tej samej okolicy przebiega linia trendu wzrostowego, wychodząca z lutowego dołka.
Bliskość tego ważnego wsparcia – wczoraj na zamknięciu WIG20 był jedynie 6 pkt powyżej – jest dla części zwolenników analizy technicznej powodem do uważnego monitorowania sytuacji i czekania na ewentualny sygnał do pozbycia się akcji. Niektórzy inwestorzy z realizacją zysków czekać będą zapewne na potwierdzenie tego sygnału w postaci przebicia kolejnego poziomu wsparcia. Znajduje się ono na wysokości około 1800 pkt. Wsparcie to tworzy dolne ograniczenie majowej konsolidacji notowań (po zakończeniu majowej stagnacji WIG20 wystrzelił w kierunku 2000 pkt). Przebicie tego poziomu nie pozostawiałoby już większych wątpliwości co do tego, że trend wzrostowy się skończył.
Dopóki nie dojdzie jednak do tych dramatycznych wydarzeń, WIG20 ciągle ma szansę na kontynuację zwyżki. Indeks zdołał wybronić się już z silniejszej niż obecna korekty spadkowej w połowie kwietnia. Wtedy w ciągu trzech dni WIG20 osunął się o 7,1 proc., by po czterech kolejnych sesjach całkowicie odrobić straty.