Wieluńska firma rozpycha się również na rynku przyczep rolniczych, na którym zadebiutowała w minionym roku i w krótkim czasie wywalczyła już pozycję wicelidera.
– Pod względem operacyjnym drugi kwartał był zdecydowanie lepszy niż pierwszy. W oparciu o już pozyskane zamówienia mogę zaryzykować twierdzenie, że w kolejnym produkcja i sprzedaż jeszcze bardziej wzrosną – mówi nam Włodzimierz Masłowski, prezes Wieltonu. Dodaje, że eksport naczep ciężarowych na Wschód, który załamał się w czasie kryzysu, rośnie. – Wielkość zamówień nie jest imponująca, jednak z rozmów z dystrybutorami wynika, że popyt na pojazdy odbudowuje się, co dobrze rokuje na przyszłość – mówi Masłowski.
Choć operacyjnie Wielton ma się coraz lepiej, wyniki za II kwartał nie zachwycą. Powód? Wzrost wyceny i kosztów obsługi zobowiązań opcyjnych ze względu na osłabienie złotego mogą znacząco zmniejszyć rentowność spółki. Wynik obciążą dodatkowo zawiązane rezerwy pod niewykorzystane przez pracowników urlopy.
Jako że produkcja w wieluńskiej fabryce rośnie, Wielton zdecydował się zwiększyć zatrudnienie z 600 do 780 osób. Wydłuża się również czas pracy. Rodzi to konflikty, szczególnie że spółka zmieniła sposób rozliczania pracy po godzinach.
– Jako firma dotknięta kryzysem, możemy je rozliczać w ciągu całego roku, a nie po miesiącu, w którym zostały wypracowane. Części załogi się to nie podoba – przyznaje Masłowski. Dodaje, że to konieczność. – By rosnąć szybciej niż wciąż słaby rynek, musimy skracać czas realizacji zamówień, być bardziej elastycznym – argumentuje prezes Wieltonu.