W Europie większymi aktywami mogą się pochwalić jedynie brytyjski Royal Bank of Scotland i niemiecki Deutsche Bank.
Hiszpański Santander zajmuje także dziesiąte miejsce na świecie pod względem kapitalizacji. Pod koniec minionego tygodnia sięgała ona 105,3 mld USD. Wśród europejskich instytucji finansowych wyższą wycenę miał jedynie brytyjski bank HSBC, który ma bardzo silną pozycję w Chinach.
Santander wyróżnia się jednak nie tylko wielkością, ale też stabilnością. W minionej dekadzie ani razu nie poniósł kwartalnej straty. Podczas kryzysu, gdy inne hiszpańskie banki borykały się z następstwami krachu na tamtejszym rynku nieruchomości, jego zyski zmniejszyły się jedynie nieznacznie. Jak wynika z testów wytrzymałościowych, którym Bruksela poddała w lipcu 91 największych unijnych banków, pod koniec 2009 r. stosunek kapitału podstawowego Santandera do wartości aktywów ważonych ryzykiem wynosił 10 proc. To więcej, niż wymagają nowe, podniesione wytyczne Komitetu Bazylejskiego ds. Nadzoru Bankowego, które zaczną wchodzić w życie w 2013 r.
Słabość innych banków hiszpański gigant konsekwentnie wykorzystuje do własnego rozwoju. Tylko w ostatnich miesiącach kupił 173 niemieckie placówki szwedzkiego banku SEB, 318 placówek RBS oraz amerykański portfel kredytów samochodowych HSBC. Wyraził także zainteresowanie amerykańskim bankiem regionalnym M&T, którego – podobnie jak BZ WBK – chce się pozbyć irlandzki AIB.
Poza Europą Santander jest szczególnie silny w Ameryce Łacińskiej (zwłaszcza w Brazylii i Meksyku). Tam zlokalizowanych jest 5757 spośród wszystkich 13 671 jego placówek. W regionie tym w I półroczu br. hiszpańska instytucja wypracowała 37 proc. zysków.