– Mamy już prototypową wersję urządzenia Braster Tester. Jesteśmy zadowoleni z postępu prac i dotrzymywania harmonogramów. Zgodnie z obietnicą chcemy, by nasze urządzenie trafiło na rynek w październiku – mówi Marcin Halicki, prezes Brastera. Spółka nie generuje jeszcze przychodów. Zarząd duże nadzieje wiąże z urządzeniem, ale nie podaje szacunkowej sprzedaży.
Cena nie jest ustalona
Debiut urządzenia nie przez przypadek zaplanowany jest na październik. Jest on miesiącem walki z rakiem piersi. Braster akcję marketingową będzie przeprowadzał głównie w mediach społecznościowych. Spółka złożyła już zamówienie do firmy Rosti na inżynierskie wsparcie procesu industrializacji zakładające m.in. aktywne poszukiwanie dostawców komponentów, dobór i optymalizację oprzyrządowania do produkcji, jak i form wtryskowych, opracowanie punktów krytycznych kontroli jakości w procesie produkcji urządzenia oraz dostawę komponentów. Kolejnym etapem będzie podpisanie umowy z Rosti, która będzie obejmowała mechaniczny proces industrializacji oraz masową produkcję konsumenckiej wersji urządzenia. Matryce ciekłokrystaliczne Braster będzie produkował w swojej fabryce w Szeligach. Koszt produkcji matrycy w całości urządzenia będzie wynosił 10–15 proc.
Cena urządzenia nie została jeszcze ustalona. – Ostateczną cenę będziemy mogli ustalić za ok. dwa miesiące. Będzie ona zależała od różnych pakietów, które będziemy sprzedawali razem z urządzeniem Braster Tester. Podstawowymi kanałami dystrybucji będą internet oraz apteki – mówi prezes.
Możliwa mała emisja akcji
Najpierw urządzenie trafi na rynek polski. Spółka pracuje też nad uzyskaniem certyfikatu od FDA (Amerykańska Agencja Żywności i Leków), który umożliwi sprzedaż w USA. – Chcemy, żeby nastąpiło to w połowie przyszłego roku. Rozważany jest scenariusz, w którym w pierwszej kolejności nasze produkty będą sprzedawane w Ameryce, a potem na Zachodzie Europy. To ważna decyzja, bo po ewentualnym sukcesie w USA będzie nam łatwiej sprzedawać na rynku europejskim – mówi Halicki.
Zaznacza, że w niektórych obszarach spółka wydała więcej pieniędzy, niż planowała. – Podjęliśmy kilka decyzji, które według nas podwyższają wartość projektu, ale też więcej kosztują. Przykładem są duże wydatki związane z uzyskaniem certyfikatu w USA. Prawdopodobnie zabraknie nam kilku milionów złotych na ostatnim etapie projektu, głównie na kapitał obrotowy. Rozważamy pozyskanie pieniędzy z kapitału dłużnego. Drugim rozwiązaniem jest niewielka emisja akcji – mówi prezes.