. Po tym, jak opublikowały one słabe wyniki za I kwartał a InPost dodatkowo poinformował o znaczącym ograniczeniu działalności w segmencie listów, kursy akcji obu firm na GPW głęboko zanurkowały. Według Brzoski panika inwestorów jest całkowicie nieuzasadniona. – To, co we wtorek się wydarzyło, jest przechyleniem wahadła emocji w negatywną stronę, zwielokrotnione w stosunku do tego, jaki był nasz przekaz. A przekaz jest bardzo prosty – zarząd spółki pocztowej właściwie identyfikuje sytuację na rynku, podejmuje właściwe decyzje, ogranicza obsługę rynku, na którym jeśli nie dojdzie do podwyższenia cen traciłby w dłuższym okresie. Nie jest tajemnicą, że rynek listów tradycyjnych gwałtownie się kurczy od kilku lat. Biorąc pod uwagę, że tracimy kontrakt sądowy, a rośniemy ponadprzeciętnie w każdym innym segmencie, przekaz jest jeden – usuwamy najgorszy segment. Segment, na którym nie zamierzamy się z Pocztą Polską ścigać na dumpingowe ceny. Logika nakazuje, że tego typu decyzje wśród inwestorów powinny uzyskać aprobatę i pochwałę – przekonuje Brzoska.
Wylicza przy tym, że grupa w segmencie paczko matów i listów Allegro rośnie trzy razy szybciej niż rynek, w czerwcu ub. r. potrafiła od zera zbudować biznes kurierski, który po siedmiu miesiącach stał się rentowny i pozwolił osiągnąć pułap 1 mln przesyłek, co innym udawało się po 9 latach, a dodatkowo w marcu firma obsłużyła więcej przesyłek niż w grudniu. – W Polsce wyniki generowane przez paczkomaty rosną szybciej niż zakładaliśmy, w efekcie korygujemy w górę założenia budżetowe. W Wlk. Brytanii po I kwartale również jesteśmy ponad budżetem o prawie 20 proc. Podobna sytuacja jest we Francji i Włoszech. Mówiąc w tej sytuacji, że spółka ma problemy, gdy cała energia zespołu jest kierowana na to co rośnie ponadprzeciętnie, a wycinamy to co jest słabe, to jest to reakcja niezrozumiała i paniczna – twierdzi prezes InPostu.