W istocie bowiem wcześniejsza dyrektywa dotycząca tej tematyki implementowana była w poszczególnych krajach członkowskich dość swobodnie, dając dużo pola do uprawiania arbitrażu regulacyjnego. Niestety, lekarstwo okazało się gorsze od choroby – nie tylko nie zniwelowało wcześniejszych problemów, ale jeszcze dodatkowo wykreowało nowe.
Myślenie, że jeden tekst rozporządzenia, bezpośrednio stosowanego na terenie całej UE, doprowadzi do spójności regulacyjnej było bardzo dużą naiwnością, przynajmniej z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest rozbieżność systemów prawnych oraz kultury czytania i stosowania prawa. Próba ujednolicania regulacji, poczynając od komina, zamiast od fundamentów, musiała się skończyć porażką. Drugim natomiast jest kwestia intencji – jeśli wcześniej ktoś celowo obniżał wymogi regulacyjne, to teraz będzie obniżał wymogi nadzorcze, tj. będzie bardzo liberalnie podchodził do egzekwowania tych przepisów. Pójście tą drogą nieuchronnie prowadzi do konkluzji, że konieczne będzie ujednolicenie nadzoru, czyli przeniesienie go na poziom unijny. I może właśnie to jest prawdziwy powód, dla którego zdecydowano się na wdrożenie regulacji za pomocą rozporządzenia, zamiast dopilnować właściwej implementacji dyrektywy.
Jak z powyższego wynika, choroba pozostanie, natomiast konsekwencją MAR jest wiele nowych problemów: brak gospodarza, rozbieżności interpretacyjne, niedostosowanie przepisów do warunków poszczególnych rynków. Zacznijmy od kwestii gospodarza – wcześniej mieliśmy do czynienia z taką sytuacją, że w przypadku problemów z rozumieniem jakiegoś przepisu zawsze mogliśmy zapytać, co ustawodawca miał na myśli. W praktyce rolę tę pełnił nadzorca, gdyż to organ nadzoru pisał, „uchwalał" (w ramach procesu legislacyjnego z zaangażowaniem właściwych organów państwa, ale organa te niekoniecznie rozumiały, co akceptują), a następnie egzekwował przepisy. Dziś jest tak, że krajowy nadzorca odsyła do nadzorcy unijnego, tj. do ESMA (European Securities Market Authority), a ten z kolei twierdzi, że też nie jest upoważniony do wydawania interpretacji.
W tej sytuacji wątpliwości interpretacyjne, których w MAR jest bardzo wiele, rozstrzygane są w poszczególnych krajach w dość chaotyczny sposób. Poczynając od niedookreślenia danych kwestii poprzez opracowywanie różnego rodzaju wytycznych w formie Q&A przez krajowych nadzorców, aż po Q&A publikowane przez ESMA. Wprawdzie te Q&A opatrzone są zastrzeżeniami w rodzaju: „nie wierz w to, co czytasz", ale zastrzeżenia te wynikają raczej z przyczyn formalnych (brak możliwości wydawania takich interpretacji) niż z merytorycznych. Powinniśmy zatem z dużą dozą zaufania podchodzić do tych wytycznych, ale nastręcza to wielu problemów. Wynikają one z faktu, że o ile w przypadku Q&A ESMA sprawa wydaje się dość jednoznaczna, o tyle w odniesieniu do Q&A i innych mniej formalnych wytycznych na poziomie krajowym mamy do czynienia z bardzo dużymi rozbieżnościami.
Otóż jako SEG zainicjowaliśmy w ramach organizacji emitenckich zrzeszonych w EuropeanIssuers opracowanie macierzy rozumienia i stosowania w poszczególnych krajach różnych przepisów, które budziły najwięcej naszych wątpliwości interpretacyjnych. Z czasem przedstawiciele innych „SEG-ów" zgłosili także swoje uwagi i powstał dokument ilustrujący, jak pięknie się w Europie różnimy. Część różnic dotyczy kwestii nowych, które nie były uregulowane wcześniej, część natomiast tych „starych", które teoretycznie wcześniej były ujednolicone na poziomie regulacji, ale regulacje te były bardzo różnie stosowane.