Wycena spółek biotechnologicznych sprawia inwestorom wiele problemów. Trudno się temu dziwić. Używanie wskaźników analizy fundamentalnej, takich jak C/Z czy EV/EBITDA, często nie ma większego sensu, bo jak stosować je w odniesieniu do spółek, które są wyceniane na kilkaset milionów dolarów, a bardzo często nie notują żadnych przychodów?
– Wskaźniki są dobre w ujęciu makro, ale kiedy przejdzie się do szczegółów, już niekoniecznie. W biotechnologii stworzenie leku, który będzie uzyskiwał przychody rzędu 100 mln USD albo 3 mld USD rocznie, kosztuje mniej więcej tyle samo. Jeśli weźmiemy więc pod uwagę tylko wskaźniki, umknie nam charakterystyka rynku, ale kiedy spojrzymy na sam projekt, dowiemy się, czy rynek dla leku jest duży i wzrostowy czy mały i ze słabymi perspektywami – mówił na łamach „Parkietu" w 2014 r. Ralph Villiger, założyciel firmy Avance, specjalizującej się w analizie i wycenie spółek biotechnologicznych. Ekspert, który zmarł tragicznie w 2015 r., twierdził, że popularność wskaźników wynika stąd, że są proste i pozwalają na szybką wycenę przy zastosowaniu typowych dla branży mnożników. Należy też pamiętać, że wskaźniki wywodzą się z czasów, kiedy nie było jeszcze arkuszy kalkulacyjnych. Kiedy te weszły ponad 20 lat temu do użytku, modele wyceny szybko się rozrosły.
– W przypadku biotechnologii interesuje nas wartość firmy dopiero za 10–15 lat, bo wtedy projekt wejdzie na rynek, więc trzeba policzyć przepływy pieniężne do tego czasu, a tylko arkusze to umożliwiają – mówił. Zaznaczał, że inwestycja w ten sektor nie musi być jedynie długoterminowa, ponieważ niektórzy inwestorzy traktują ją jako zakład. Na przykład budują pozycję na kilkanaście dni przed publikacją ważnych wyników dla projektu spółki. Po ich ujawnieniu cena dostosowuje się do informacji, co zwykle ma dość gwałtowny przebieg. To pokazuje, że inwestycje sporej grupy inwestorów w branży biotechnologicznej bywają również krótkoterminowe, spekulacyjne.
Villiger zwracał też uwagę, że wartość firm biotechnologicznych budowana jest przez ich projekty i prace badawcze. Do pewnego stopnia jest to także technologia danej spółki i prawdopodobieństwo, że na jej podstawie będzie w stanie stworzyć nowe projekty. Dla wartości samego projektu istotne jest to, czy dotyczy on rynku dużego i perspektywicznego, czy na przykład niszowego i mało rozwojowego. – Spółka ma ograniczoną kontrolę nad swoimi projektami. Z pewnością może pracować nad wydajnością operacyjną i optymalizacją badań, ale nie może sprawić, że dany projekt na pewno okaże się sukcesem. Może uniknąć tego, że nie będzie działał np. z powodu zaniedbań operacyjnych – mówił.
Inwestorów do biotechnologii przyciąga zdecydowanie wyższy potencjał wzrostu kursu niż w przypadku większości branż. – Potencjał ten jest chyba najwyższy spośród wszystkich sektorów. Nie można liczyć na to, że akcje firmy farmaceutycznej podrożeją o 100 proc. To się nie zdarza. Z kolei w przypadku spółek biotechnologicznych ich wartość może wzrosnąć o 100 proc. zaledwie w ciągu kilku tygodni – uważał Villiger.