Rząd zdecydował w środę o przeniesieniu pieniędzy zgromadzonych w OFE na prywatne indywidualne konta emerytalne członków tych funduszy. Członkowie OFE będą jednak mogli zdecydować o przeniesieniu ich pieniędzy nie na IKE, lecz na ich konta w ZUS. Kontrowersje wywołuje 15-proc. prowizja, którą rząd chce pobrać przy przenoszeniu pieniędzy z OFE na IKE. Nazywa ją opłatą przekształceniową.
– Gdyby tej opłaty nie było, pieniądze te byłyby uprzywilejowane wobec emerytur wypłacanych z ZUS, które są opodatkowane – tłumaczy.
Pieniądze przeniesione na IKE będą podlegały dziedziczeniu, a te, które trafią do ZUS, nie. To dodatkowy wabik, który ma zachęcić członków OFE do pozostawienia pieniędzy na IKE. Bo rząd chce, żeby jak najwięcej z blisko 16 mln członków OFE zdecydowało się właśnie na ten wariant. Liczy, że dzięki temu do budżetu państwa trafi 19,3 mld zł podzielone na dwie raty. W 2020 r. byłoby to 13,5 mld zł, a w 2021 r. 5,8 mld zł.
Sporna opłata
Opłata przekształceniowa nie podoba się wielu członkom OFE, czego wyraz dają m.in. na Twitterze i na forach internetowych. Nie przebierają w słowach, mówią o skoku rządu na kasę w OFE.
– Tego, żeby płacić podatek od nieotrzymanych środków, to jeszcze świat nie widział. Pobranie zawsze następuje przy wypłacie, a nie przy przeniesieniu – denerwuje się jeden z internautów. – Rząd zabiera 15 proc., a do reszty i tak nie mam dostępu do 60. roku życia. Faktycznie, prywatne środki! – napisał inny.