Największym przegranym będą USA

Z dumą ogłaszając cła wymierzone w dotychczasowych partnerów handlowych, Donald Trump nie docenia lub nie zdaje sobie sprawy z długoterminowych konsekwencji wiążących się ze spadkiem zaufania do amerykańskiego dolara.

Publikacja: 09.04.2025 06:00

Największym przegranym będą USA

Foto: materiały prasowe

Od samego początku drugiej kadencji w Białym Domu Donald Trump wielokrotnie powtarzał o konieczności ograniczenia deficytu handlowego Stanów Zjednoczonych, które mają być rzekomo „od dawna wykorzystywane” przez swoich partnerów handlowych. W lutym 2025 r. sygnały te zaczęły się materializować.

Trudno mówić o wielkim zaskoczeniu w kontekście samego faktu wprowadzania ceł – były one bowiem główną częścią kampanii wyborczej Trumpa, który obiecał w ten sposób pobudzić amerykańską produkcję, ochronić miejsca pracy oraz zwiększyć wpływy podatkowe do budżetu federalnego. Oficjalnie cła mają również służyć jako polityczny środek przymusu związany z napływem fentanylu i innych narkotyków z Chin, Meksyku i Kanady. Kraje Unii Europejskiej trudno było już jednak wpasować do tej narracji, stąd amerykański prezydent raczył wyjaśnić to jednym zdaniem: „Unia Europejska została utworzona po to, by wyrolować Stany Zjednoczone” – mając na myśli deficyt handlowy, który Stany notują w handlu z UE, wynoszący 235 mld USD w 2024 r.

Pomijając wszystkim już dobrze znany bombastyczny sposób wypowiedzi Trumpa, powyższy cytat dowodzi wyraźnie, że amerykańskiemu prezydentowi najbliżej jest do merkantylistycznego nurtu postrzegania rzeczywistości, zgodnie z którym każdy kraj powinien dążyć do maksymalizacji eksportu i ograniczać import. Niemalże w każdym przypadku rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana, a nie mogłoby to być bardziej wyraziste niż właśnie w Stanach Zjednoczonych. Ma to związek z ekonomiczną zależnością, zgodnie z którą państwa odnotowujące regularnie deficyty handlowe stają się automatycznie pożyczkobiorcami na rynkach światowych – jako że ich deficyty handlowe muszą zostać zrównoważone przez napływ kapitału do kraju.

Po zakończeniu II wojny światowej Stany Zjednoczone skwapliwie wykorzystywały tę zależność – poprzez system z Bretton Woods, plan Marshalla, okupację Japonii a wreszcie outsourcing produkcji do Chin Amerykanie kształtowali światowy system gospodarczy właśnie w taki sposób, by bojowe inklinacje swoich niedawnych wrogów przekuć w ich potencjał eksportowy. Stany Zjednoczone stawały się tymczasem głównym odbiorcą wartkiego strumienia produktów, zaspokajając jednocześnie rosnące aspiracje konsumpcyjne swoich obywateli. W konsekwencji w latach 1970–2023 wynosząca początkowo 4 mld USD amerykańska nadwyżka handlowa powoli przekształciła się w deficyt wynoszący niemal 800 mld USD. Wiązało się to także z równoległym napływem kapitału zgodnie ze wspomnianą wcześniej zależnością – w latach 1970–2023 wartość napływającego do Stanów kapitału wzrosła więc z okolic 1 mld USD do niemal 350 mld USD. Środki te zaś w dużej mierze wykorzystywano na inwestycje w gospodarkę krajową, wspierając dynamikę jej rozwoju.

Niezwykle ważnym skutkiem ubocznym było również przeniesienie światowego centrum finansowego z Londynu do Nowego Jorku. Wraz z przyzwyczajaniem się zagranicznych inwestorów do lokowania kapitału na Wall Street rosło bowiem zaufanie do amerykańskiego dolara, który szybko wybił się na pozycję głównej waluty rozrachunkowej oraz rezerwowej. W 2024 r. dolar wciąż stanowił 58,4 proc. spośród wszystkich rezerw walutowych na świecie o łącznej wartości 12,3 bln USD. Oznacza to, że ze wszystkich dolarów w obiegu (21,6 bln) aż 33,3 proc. (7,18 bln) znajduje się obecnie w posiadaniu banków centralnych innych krajów, a zatem odpowiednia część inflacji generowanej poprzez zwiększenie ilości dolara w obiegu jest bezpośrednio eksportowana na amerykańskich partnerów handlowych – efektywnie oznaczając możliwość ich opodatkowania. Tę wyłaniającą się wówczas zależność dostrzegał już w latach 60. XX w. Charles de Gaulle, nazywając ją „nadzwyczajnym przywilejem Stanów Zjednoczonych”. Dokładnie ta zależność stoi także u podłoża wspólnych starań Chin, Rosji i po części reszty krajów grupy BRICS, mających na celu zmniejszenie zależności gospodarki światowej od amerykańskiego dolara.

Świadomie lub nie Donald Trump aktywnie dąży więc do dekonstrukcji dotychczasowego modelu funkcjonowania gospodarki światowej, w której prym wiodą Stany Zjednoczone. W krótkim okresie nakładane cła być może poprawią amerykański bilans handlowy i zwiększą wpływy budżetowe – jednak ich doniosłą długoterminową konsekwencją będzie znaczny spadek zaufania do amerykańskiej gospodarki, co może przyspieszyć proces dedolaryzacji światowych rynków finansowych. To zaś w żadnym wypadku nie „Uczyni Ameryki Ponownie Wielkiej”, lecz przyczyni się raczej do utraty „nadzwyczajnego przywileju USA”, a w najgorszym wypadku do powolnej marginalizacji gospodarki – i to na własne życzenie amerykańskiego prezydenta.

Felietony
Tantiemy – sztuka zarabiania na cudzej kreatywności
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Felietony
Najgorętsza dekada od wojny
Felietony
Ślimacze tempo transpozycji
Felietony
Deregulacja? To nie takie proste
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Felietony
Omnibus – zamrażanie czasu
Felietony
Fundusze mogą rozwiązać dylematy inwestorów