Greenwashing polega na sztucznym wywoływaniu nieprawdziwego wrażenia, że dane przedsiębiorstwo lub jego produkt są „zielone”, tj. powstają w sposób możliwie przyjazny dla środowiska naturalnego. Dotychczas taki proceder był całkowicie bezkarny, a niekiedy nawet nieuświadomiony, kiedy sami producenci nie znali rzeczywistego śladu środowiskowego wytwarzanych produktów. Teraz będziemy mieć dostęp do dużo szerszych danych i pojawią się mechanizmy rynkowe oraz regulacje pozwalające na weryfikację tego typu deklaracji.
Zacznijmy od danych – już za rok 2022 około 150 największych spółek giełdowych musiało opublikować w swoich raportach rocznych informacje o zgodności z wymogami taksonomii Sustainable Finance. W dużym uproszczeniu chodziło o opublikowanie odsetka przychodów i nakładów inwestycyjnych związanych z działalnością spełniającą bardzo precyzyjnie określone parametry w tzw. technicznych kryteriach kwalifikacji. Wprawdzie na poziomie odbiorców informacji dostępne są tylko dane zagregowane, ale aby je wyliczyć, spółka musiała dokonać bardzo szczegółowej analizy „zieloności” procesów produkcyjnych, czyli te dane posiada.
Drugim olbrzymim krokiem dotyczącym danych będzie opublikowanie raportów za rok 2024, kiedy wskazane powyżej spółki będą musiały podać w swych raportach kilkadziesiąt wskaźników środowiskowych na mocy dyrektywy CSRD. Jeszcze większą zmianą będzie realizowanie tego samego obowiązku przez ok. 3500 polskich spółek w raportach za rok 2025. A dopełnieniem tego procesu będzie wymaganie publikacji danych w ramach łańcuchów wartości za rok 2027 (choć część danych w tym zakresie będzie musiało być publikowanych już za rok 2024), co spowoduje objęcie nim praktycznie całości gospodarki.
Czyli już dziś około 150 spółek, prowadząc ewentualne działania greenwashingowe, może się narazić na zarzuty świadomego wprowadzania w błąd konsumentów. A za dwa lata konsumenci dostaną do dyspozycji bardzo dużo danych, dzięki którym będą mogli zrecenzować działania marketingowe producentów. Tym bardziej że dane te powinny być dostępne w formacie XBRL (znanym już z publikacji danych finansowych), czyli umożliwiającym analizę maszynową. Powstanie różnego rodzaju aplikacji na smartfony porównujących dane z komunikacją będzie więc bajecznie proste.
Należy dodać, że bardzo ważną grupą odbiorców tych informacji będą instytucje finansowe. One także mają określone wymogi sprawozdawcze dotyczące łańcuchów wartości, zależy im zatem na tym, aby ich inwestycje, kredyty czy ubezpieczenia były „czyste”. Obecnie komponent „zieloności” nie jest jeszcze czynnikiem decydującym o przyznaniu kredytu, ale to się będzie bardzo dynamicznie zmieniać. W coraz większym stopniu banki będą tę „zieloność” uwzględniać nie tylko z uwagi na raportowanie swojego portfela kredytowego, ale też przez wzgląd na ryzyko kredytowe. Przecież spółka, która nie jest w stanie wykazać swojej „zieloności”, generuje dużo więcej ryzyk, gdyż może się okazać nieatrakcyjna dla swoich konsumentów lub odbiorców B2B (i wypaść z ich łańcuchów wartości).