Jedna wypowiedź jednego polityka sprawiła jednego dnia, że jeden z indeksów na giełdzie spadł. Ktoś powie: „polityka – jeden, giełda – zero”, ale ten mecz cały czas wygląda, jakby był toczony do jednej bramki. A rzeczona polityka cały czas sprawia, że interesy akcjonariuszy, wśród których są przecież całe rzesze wyborców, pozostają na szarym końcu zainteresowania decydentów.

Czy w takich warunkach da się jeszcze prowadzić jakiekolwiek działania zwiększające zainteresowanie Polaków rynkiem kapitałowym? Czy naprawdę twórcy np. PPK wierzą, że ten projekt osiągnie choćby minimalny sukces? Przecież wszystkie strategie stają się warte funta kłaków, skoro co i rusz ktoś deprecjonuje rynkowe reguły gospodarki i godzi w istotę prowadzenia biznesu, a to obiecując „ręczne” obniżenie cen takich czy innych produktów, a to strasząc podatkiem „za karę”. Jak rynek kapitałowy ma się rozwijać, skoro osiąganie zysków jest piętnowane?

Ale nie oszukujmy się. Przecież niskie oprocentowanie depozytów, tak krytykowane przez obecną władzę, nie wzięło się znikąd. To właśnie ta władza wprowadziła opodatkowanie banków, które doprowadziło pośrednio do spadku zainteresowania tych instytucji przyjmowaniem pieniędzy od swoich klientów. Z kolei zapowiedź prezesa największego koncernu naftowego notowanego na GPW, że obniży ceny przed wakacjami, może być uznawana za szokującą, skoro bez obniżania zysków zarządzanej przez niego spółki da się obniżyć ceny paliw, zmniejszając obciążenia podatkowe. Zresztą i dla pierwszego przykładu znalazłoby się rozwiązanie fiskalne. Wystarczy zlikwidować tzw. podatek Belki i depozyty staną się bardziej opłacalne dla samych klientów banków, więc chyba nie trzeba nikogo straszyć.

W takiej rzeczywistości żyjemy, namawiani do inwestowania i oszczędzania na emeryturę. Choć owa rzeczywistość sprawiła, że oszczędzono aktywa OFE stopniałe do stanu przetrwania, dla takiego na przykład PPK jest ona zabójcza. No, chyba że ktoś jeszcze myśli, że wypowiedzi decydentów wpływające negatywnie na ten lub inny wskaźnik WIG zachęcają do zakupów. Bo w końcu kiedyś przyjdą zwyżki, lepsza koniunktura czy hossa napędzana zdrowym rozsądkiem. Myśli ktoś jeszcze?