Można było nawet zakładać, że indeksy znów wyrysują literę V (szybki spadek, szybki wzrost). Taka sytuacja trwała prawie do końca marca. Wtedy to Rosja zapowiedziała, że będzie sprzedawała gaz za ruble – w dość pokrętnym mechanizmie, w którym kupujący wpłacałby waluty do Gazprombanku (nieobjętego sankcjami), ten bank zamieniałby waluty na ruble w banku centralnym Rosji, te ruble wracałyby na konto kupującego gaz, który by za niego płacił właśnie tymi rublami.
Jak się prześwietli ten mechanizm, to widać, że chodzi po prostu o zamianę walut na ruble, czyli o umocnienie rubla, którego kurs z poziomu 160 rubli za dolara spadł do nieco ponad 80 rubli. G7 i duże państwa Unii Europejskiej na ten mechanizm się nie zgodziły, ale to, kto ulegnie, sprawdzimy przy pierwszych rachunkach za gaz (zapłata nie jest codzienna).
Nawiasem mówiąc, politycy i nie tylko politycy, przypominają mi czasem przysłowiowe karpie proszące o szybsze nadejście Wigilii. Wszyscy chcą embarga na zakup ropy i gazu z Rosji. Na razie kilka krajów Unii się opiera – szczególnie Niemcy, których import w 50 proc. pochodzi z Rosji. Ja uważam, że odciąć Rosję od świata należy przez zakaz eksportu wszystkiego, co się da, do Rosji, a nie importu z niej.
Wszyscy uparcie twierdzą, że import ropy i gazu z Rosji finansuje wojnę. Nie finansuje – jest prowadzona za ruble, które Rosja może sobie drukować do woli. Kiedyś zapłaci za to inflacją, ale czy ktoś się z ich rządu tym przejmuje?
Używania walut zakazały im nasze sankcje. Wystarczy ich przestrzegać i je rozszerzać. Embargo wprowadzone przez nas, a może nawet przez samą Rosję, na gaz i ropę doprowadzi do recesji w Europie, w tym i w Polsce. Jaki jest sens wprowadzania sankcji, które zaszkodzą bardziej Europie niż Rosji? I tyle na ten temat, bo uważam, że to jest walka z wiatrakami.