Ostatnio nasiliły się opinie, że ze zniżkami na naszej giełdzie wiąże się ucieczka inwestorów zagranicznych. Kapitał lubi chodzić tam, gdzie ma szanse na osiągnięcie zysku. Jeśli przyjąć, że o tym, czy kapitał wchodzi, czy wychodzi z danego rynku świadczy kształt giełdowych indeksów, to w tym kontekście interesujący jest wygląd moskiewskiego RTS.
Dla wszystkich rynków naszego regionu i rynków wschodzących, zwanych czasem nowymi, bardzo istotne są przepływy kapitału zagranicznego. To wie nawet każde dziecko inwestora, szczególnie polskiego. Zagranicą straszono i kuszono naszych graczy od zawsze. Oczywiście, dopóki nie pojawiły się OFE. Hasło: ?zagranica sprzedaje? pojawiające się w giełdowych komentarzach lub kuluarowo-dogrywkowych plotkach działało na graczy jak płachta na... niedźwiedzia. Gdy tylko pogłoski te ?potwierdzał? spadek kursów akcji największych spółek, inwestorzy przystępowali do wyprzedaży. Gdy pojawiało się domniemanie, że ?zagranica wchodzi?, kupowano bez namysłu i nikt nie bał się zarażenia chorobą wściekłych byków z importu, co niestety najczęściej nie wychodziło na zdrowie wielu portfelom.
Od dłuższego czasu wśród analityków panuje dość powszechne i zdecydowane przekonanie, że inwestorów zagranicznych na naszej giełdzie już prawie nie ma. Niemniej jednak w kluczowych dla rynku momentach ? a więc gdy obserwujemy gwałtowną zwyżkę kursów i towarzyszący jej wzrost obrotów lub wyprzedaż walorów dużych spółek po większej przecenie ? przypominają oni sobie o ich istnieniu. Argumentami o obecności lub nieobecności inwestorów zagranicznych i kierunku ich aktywności można szermować dość dowolnie i bez większego ryzyka narażenia się na krytykę, bowiem nie istnieją bezpośrednie empiryczne metody pozwalające weryfikować tezy w tym zakresie. Pozostają jedynie ?przeświadczenia? wynikające z przepływających pocztą pantoflową ?informacji? z biur maklerskich.
Niemniej jednak przyjmując te najbardziej intuicyjne przesłanki, a więc ogólny stan koniunktury danego rynku i wynikające z niej przeświadczenia, poparte rekomendacjami lub choćby tylko opiniami przedstawicieli znaczących zachodnich instytucji finansowych, takich jak np. przebywający ostatnio w Polsce Shanat Patel, strateg Deutsche Banku, można dojść do ciekawych wniosków.
Od około dwóch lat indeksy giełd praskiej, budapeszteńskiej i warszawskiej zachowują się niemal identycznie. Wszystkie bronią się obecnie przed spadkiem do poziomu poniżej minimum z kwietnia 1999 r., wszystkie spadły od ostatniego szczytu, ustanowionego w kwietniu 2000 r. o 34?39%, wszystkie znajdują się na poziomie niższym o 24?29% niż przed rokiem, wszystkie w tym roku zniżkowały o 11?22%, przy czym nasz rynek w każdej z tych kategorii wygląda najgorzej.