Miękki budżet i twarda polityka monetarna to nie jest najgorsza kombinacja ? zdarzają się większe nieszczęścia gospodarcze. Ale w konkretnych realiach dzisiejszej Polski jest to dotkliwy i bardzo niefortunny zbieg okoliczności. Uniemożliwia zwalczanie głównej plagi, jaką jest bezrobocie. O ożywieniu giełdy nie wspomnę.
To, co jest dobrą stroną naszej gospodarki ? redukcja groźnego deficytu rachunku obrotów bieżących oraz zbicie inflacji ? nie daje powszechnej satysfakcji. Bardziej cieszy analityków niż zwykłych zjadaczy chleba. Zrównoważenie gospodarki na niskim, stagnacyjnym poziomie nie może być odbierane jako sukces przez przedsiębiorców, przyzwyczajonych do wysokiej koniunktury i konsumentów, przyzwyczajonych do rosnącej siły nabywczej. Bardziej cieszył niezrównoważony wzrost niż zrównoważona stagnacja.
Na razie mamy klincz, słaby rząd i jego życzeniowy budżet z jednej strony, twarda i nieustępliwa Rada Polityki Pieniężnej, z drugiej. Niezależnie od tego, jaka decyzja zapadnie w tym tygodniu, nie ma przesłanek dla podejmowania ryzyka monetarnego, jeśli ujawniło się ryzyko fiskalne. A to oznacza wzrost rzędu 2,5?3% PKB. Za mało, by podjąć walkę z bezrobociem.
Obecny splot budżetowej dziury z wysokimi stopami procentowymi jest podwójnie niekorzystny. Nie sprzyja rozszerzaniu działalności gospodarczej i tworzeniu miejsc pracy. Wiele biznesów zwija się raczej lub redukuje zatrudnienie. W przypadku dużych firm państwowych i sprywatyzowanych jest to druga fala racjonalizacji zatrudnienia, wymuszona przez międzynarodową konkurencję. W przypadku małych i średnich przedsiębiorstw jest to reakcja na brak popytu, wysokie koszty pracy i nieżyciowe przepisy.
Kryzys finansów publicznych zmusi rząd ? ten lub następny ? do zapożyczenia się na rynku, celem sfinansowania rosnącego deficytu. Przez to ściągnie kolejną porcję oszczędności, ze stratą dla prywatnych inwestycji i ożywienia koniunktury. Nie ma szans na wyjście z tego monetarno-fiskalnego klinczu do czasu jesiennych wyborów.