Zagranica po swojemu wycenia polską gospodarkę. Niejednokrotnie ze zdziwieniem odnajdujemy miejsce Polski w rozmaitych międzynarodowych rankingach, które rażąco rozmijają się z naszymi odczuciami.
Nie potrafię zrozumieć 85. pozycji Polski (na 123 klasyfikowane kraje) w rankingu wolności gospodarczej, za Łotwą i Bułgarią (autorstwa amerykańskiego instytutu Cato). Ale się tym nie przejmuję.
Najistotniejsze są takie oceny, które rodzą skutki praktyczne. Na przykład raporty Komisji Europejskiej oraz analizy wiarygodności inwestycyjnej kraju. Coroczne raporty KE porządkują kolejkę kandydatów do członkostwa w Unii Europejskiej i dlatego są ważne. Zeszłoroczne podsumowanie wypadło nieźle ? rząd Jerzego Buzka bardzo się tym chwalił. Tegoroczna ocena, na półmetku, wydaje się lepsza niż rzeczywisty stan gospodarki.
Bruksela chwali nas szczególnie za dynamikę eksportu na rynki ?piętnastki?, uchwytną w statystykach Eurostatu. W roku 2000 eksportowaliśmy o 25% więcej, a w I kwartale 2001 r. znów eksport wzrósł o kolejne 25%. Żaden kraj kandydacki nie miał takiej dynamiki. W dodatku, zauważono lepszą strukturę eksportu, co w połowie jest zasługą firm z kapitałem zagranicznym, które wcześniej obciążały naszą stronę importową.
My wiemy, że pochwała eksportu jest naciągana. Malejący popyt wewnętrzny wypchnął producentów na rynki zagraniczne. Wysoki kurs złotego uderza w rentowność eksportu, który zresztą wyhamował w maju. Nie można w nieskończoność sprzedawać przy stratach lub minimalnych zyskach. Ale też nie należy prostować owych przesadnych pochwał ? trzeba korygować politykę gospodarczą w taki sposób, by zbliżyły się one do rzeczywistości.