Zajadając rozdawane za półdarmo truskawki ? przyglądnijmy się efektom przeceny na rynku akcji.
Miało być o czym innym. Ale będzie o truskawkach i nowej strategii inwestycyjnej. Bessa masakruje portfele inwestorówi finanse biur maklerskich czy instytucji branży asset management.
Szaleje także na innym rynku ? wielki dołek cenowy obserwujemy w truskawkach. Te wspaniałe owoce sprzedawane są praktycznie za bezcen, a uwzględniając nakład sił i środków koniecznych do ich wyhodowania, można mówić o truskawkowym krachu. I tak, jak na rynku pierwotnym, trudno upchnąć nowe emisje, tak w przypadku nadpodaży truskawek jedynym sposobem na znalezienie klientów jest obniżanie ceny do poziomu symbolicznego (np. 1?2 zł za kilogram).
? Kup sobie truskawek, włóż do zamrażalnika i poczekaj do października ? 100 procent zysku pewne ? żartował jeden z uczestników listy dyskusyjnej serwisu internetowego PARKIETU. Pomysł może żartobliwy, ale bardzo ciekawy. Mnie zaś od razu nasunął analogie z rynkiem akcji, bo długotrwała wyprzedaż doprowadziła notowania do poziomów z roku 1998. Akcje niektórych firm są nominalnie równie tanie, jak truskawki.
Niestety, zarówno truskawki, jak i akcje, mają jeden feler. Mogą okazać się bardzo nietrwałe. Truskawki są najlepsze wtedy, gdy świeże, a akcje zaś smakują dobrze, gdy firmy, które reprezentują, mają się czym pochwalić. Niestety, z tym jest kiepsko. Niekoniecznie z winy spółek ? otoczenie gospodarcze jest fatalne i trzeba mieć trochę kasy, żeby przetrwać obecne załamanie.