Uparty jak fundusz

Publikacja: 16.07.2001 18:01

Obserwując sposób działania i strategie funduszy inwestycyjnych, a niektórych funduszy emerytalnych w szczególności, oraz analizując deklaracje zarządzających nimi, nie można oprzeć się wrażeniu, że trwają one konsekwentnie przy niezbyt chyba słusznych ? sądząc po wynikach ? założeniach. Konsekwencja ta jest tak nieugięta, że w znanym powiedzonku można śmiało wyraz ?osioł? zastąpić słowem ?fundusz?.

Pod koniec czerwca bieżącego roku The Vanguard Group, drugie pod względem wielkości towarzystwo funduszy inwestycyjnych w Stanach Zjednoczonych postanowiło zmienić firmę zarządzającą czołowym funduszem US Growth Fund, którego aktywa wynoszą 12 mld USD. Przez czternaście lat funduszem tym zarządzał Lincoln Capital Management i mimo tej długoletniej współpracy w tym roku nastąpiło rozstanie. Powód był dość oczywisty ? zarządzający doprowadził do tego, że fundusz w pierwszym półroczu stracił ponad 24% kapitału, podczas gdy średnia strata tego typu funduszy wyniosła nieco ponad 15%.

Na początku lipca bieżącego roku Urząd Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi po raz pierwszy przedstawił oficjalne wyniki funduszy emerytalnych po dwóch latach ich działalności. Średnia ważona stopa zwrotu z zarządzanych przez nie aktywów wyniosła prawie 22,1%, zaś minimalna wymagana stopa zwrotu, określona jako połowa średniej, wyniosła nieco ponad 11%. Nie zdołał jej osiągnąć jedynie OFE Bankowy i z tego tytułu będzie musiał dołożyć klientom z własnej kieszeni prawie 4 mln zł. Zarządzający tym funduszem nie tylko cieszą się dobrym samopoczuciem, ale zapowiadają, że nie zamierzają rezygnować ze swej strategii inwestycyjnej, gdyż wierzą, że w dłuższej perspektywie powinna przynieść dobre efekty. Są skłonni zmodyfikować ją doraźnie tylko na tyle, by uniknąć w najbliższej przyszłości konieczności dopłacania do interesu. Winą za złe wyniki obarczają giełdową dekoniunkturę i kiepską kondycję gospodarki.

Właściwie na tym można by zakończyć. Samo zestawienie tych dwóch informacji nie wymaga nawet dopisywania pointy. Wydaje się, że jest ona oczywista, choć chyba jednak nie dla wszystkich. Nie wiem, czym się tłumaczyli fachowcy z Lincolna, ale przypuszczam, że nie miało to żadnego znaczenia, podobnie jak nie miał go fakt, że przez czternaście lat byli dobrzy. Zasady w tym biznesie są proste. Zatrudnia się tych, którzy są dobrzy, a nie tych, którzy byli dobrzy. Przynajmniej w USA. Argumenty użyte przez szefów OFE Bankowego są kompromitujące. Przecież w tych samych warunkach giełdowych i gospodarczych aż piętnaście spośród dwudziestu towarzystw było w stanie osiągnąć stopę zwrotu dwukrotnie wyższą niż Bankowy, a kilka z nich wyższą prawie trzykrotnie. Jak więc widać, w tych funduszach zarządzającym aż tak bardzo nie przeszkadzała dekoniunktura i stan gospodarki, czy też raczej byli w stanie z tymi przeciwnościami poradzić sobie znacznie lepiej. Przecież fachowców od zarządzania inwestycjami zatrudnia się po to, by radzili sobie lepiej niż inni również w trudnych warunkach. Za to się im płaci, i to płaci niemało.

Nawet fundusze, które osiągnęły najwyższe stopy zwrotu, nie były w stanie sprostać ? wydawałoby się jednemu z najbardziej podstawowych wymogów stawianych zarządzającym ? czyli zachowaniu przynajmniej realnej wartości powierzonego im kapitału. Według szacunków, jedynie klienci OFE Pioneer ? który osiągnął prawie 30-proc. stopę zwrotu ? mają na swych kontach kwotę nieznacznie wyższą, niż suma wpłaconych przez nich składek. Pozostali wciąż są ?pod kreską? z powodu opłat i prowizji płaconych zarządzającym, a więc ich kapitał nie tylko nie zwiększył swej wartości, ale uległ inflacyjnej erozji.

Przy okazji rozważań nad działalnością wszelkiego rodzaju funduszy inwestycyjnych oraz zarządzania portfelami widoczne są dość wyraźne różnice podejścia oferujących tego typu usługi i ich klientów. Różnice te są dość wymierne ? można je mierzyć wartością aktywów przekazanych w zarządzanie. Mimo mnożenia się funduszy inwestycyjnych i podmiotów zardków im przekazywanych od kilku lat nie wzrasta (jeśli nie liczyć ubiegłorocznego, incydentalnego boomu związanego z tzw. funduszami dywidendowymi) i stabilizuje się na bardzo niskim poziomie. W sferze ofert zarządzających i oczekiwań klientów występuje przepaść trudna do zasypania. Z jednej strony proponowane są zupełnie nieracjonalne z punktu widzenia klientów ?benchmarki i wysokie opłaty, nieproporcjonalne do osiąganych efektów, pochłaniające ewentualne zyski (patrz fundusze emerytalne), z drugiej zaś elementarne ? wydawałoby się ? oczekiwania przynajmniej zachowania wartości kapitału i jej ochrony przed inflacją.

Co zaś do uporu zarządzających w kwestiach strategii, to warto zadedykować im fragment wzięty z książki pt. ?Zarządzanie inwestycjami? Petera L. Bernsteina i Aswatha Damodarana: ?Portfele same się nie zarządzają. Nie mogą też z czasem nie ulegać zmianie. Portfel, który jeszcze wczoraj był pieczołowicie konstruowany, z dnia na dzień przestaje być optymalny. Jedynym niezmiennym elementem inwestowania staje się zmiana. Strategia inwestycyjna oznacza reagowanie na zmiany?.

Roman Przasnyski

PARKIET

Felietony
Tantiemy – sztuka zarabiania na cudzej kreatywności
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Felietony
Najgorętsza dekada od wojny
Felietony
Ślimacze tempo transpozycji
Felietony
Deregulacja? To nie takie proste
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Felietony
Omnibus – zamrażanie czasu
Felietony
Fundusze mogą rozwiązać dylematy inwestorów