Dla uczestników rynku kapitałowego twierdzenie o sile akcji ? w liczbie mnogiej, rzecz jasna ? brzmi jak truizm w najgorszym gatunku. Od niedawna mamy jednak do czynienia z niespotykaną potęgą pojedynczych walorów.
Wydawałoby się, że żadnego z inwestorów i obserwatorów rynku nie trzeba przekonywać o słuszności twierdzenia mówiącego, iż siła jest po stronie tego, kto posiada więcej akcji. Przy różnych okazjach zdarza się jednak, że jesteśmy zaskoczeni konsekwencjami tej oczywistej prawidłowości, a nawet oburzeni postępowaniem dużych inwestorów. Ich intencje niejednokrotnie trudno odgadnąć i często zdarza się, że ?grają? oni wbrew interesom pozostałych akcjonariuszy.
W większości przypadków ? słusznie lub nie ? ?mali? czują się pokrzywdzeni i wykorzystywani przez ?dużych?. Ci ostatni niemal zawsze są górą. Mogą uchwalić wypłatę dywidendy lub pozostawić cały zysk w spółce, mogą uchwalić emisję akcji z prawem poboru lub bez, mogą właściwie uchwalić, co zechcą, nawet wycofanie firmy z giełdy.
Choć teoretycznie nie jestem zwolennikiem demokracji przymiotnikowej, a więc dodawania do jej definicji upiększających lub uściślających określeń, takich choćby, jak najbardziej wyśmiewana demokracja socjalistyczna, to jednak uznać muszę sens czegoś, co nazywam demokracją kapitałową. Pierwszą lekcję dotyczącą istoty tego pojęcia odebrałem w 1991 r., uczestnicząc w walnym zgromadzeniu BRE, które miało przygotować ten bank do prywatyzacji. Podejmowano decyzje bardzo korzystne dla akcjonariuszy, m.in. podwyższenie wartości nominalnej akcji przez przesunięcie do kapitału akcyjnego sporych kwot z kapitału rezerwowego.
Jednak w jakiejś drugorzędnej kwestii doszło do sporu między uczestnikami zgromadzenia, a trzeba pamiętać, że oprócz dominującego Skarbu Państwa wśród akcjonariuszy znajdowali się przedstawiciele przedsiębiorstw państwowych i spółdzielni (indywidualni inwestorzy prywatni byli wówczas gatunkiem niemal nieznanym). To właśnie ci ostatni poczuli się treścią jednej z uchwał nieusatysfakcjonowani. Gdy doszło do głosowania, zgromadzeni ujrzeli las rąk przeciw uchwale i nieśmiało wzniesione pojedyncze ramię opowiadające się za uchwałą.