Potęga akcji

Publikacja: 16.08.2001 18:54

Dla uczestników rynku kapitałowego twierdzenie o sile akcji ? w liczbie mnogiej, rzecz jasna ? brzmi jak truizm w najgorszym gatunku. Od niedawna mamy jednak do czynienia z niespotykaną potęgą pojedynczych walorów.

Wydawałoby się, że żadnego z inwestorów i obserwatorów rynku nie trzeba przekonywać o słuszności twierdzenia mówiącego, iż siła jest po stronie tego, kto posiada więcej akcji. Przy różnych okazjach zdarza się jednak, że jesteśmy zaskoczeni konsekwencjami tej oczywistej prawidłowości, a nawet oburzeni postępowaniem dużych inwestorów. Ich intencje niejednokrotnie trudno odgadnąć i często zdarza się, że ?grają? oni wbrew interesom pozostałych akcjonariuszy.

W większości przypadków ? słusznie lub nie ? ?mali? czują się pokrzywdzeni i wykorzystywani przez ?dużych?. Ci ostatni niemal zawsze są górą. Mogą uchwalić wypłatę dywidendy lub pozostawić cały zysk w spółce, mogą uchwalić emisję akcji z prawem poboru lub bez, mogą właściwie uchwalić, co zechcą, nawet wycofanie firmy z giełdy.

Choć teoretycznie nie jestem zwolennikiem demokracji przymiotnikowej, a więc dodawania do jej definicji upiększających lub uściślających określeń, takich choćby, jak najbardziej wyśmiewana demokracja socjalistyczna, to jednak uznać muszę sens czegoś, co nazywam demokracją kapitałową. Pierwszą lekcję dotyczącą istoty tego pojęcia odebrałem w 1991 r., uczestnicząc w walnym zgromadzeniu BRE, które miało przygotować ten bank do prywatyzacji. Podejmowano decyzje bardzo korzystne dla akcjonariuszy, m.in. podwyższenie wartości nominalnej akcji przez przesunięcie do kapitału akcyjnego sporych kwot z kapitału rezerwowego.

Jednak w jakiejś drugorzędnej kwestii doszło do sporu między uczestnikami zgromadzenia, a trzeba pamiętać, że oprócz dominującego Skarbu Państwa wśród akcjonariuszy znajdowali się przedstawiciele przedsiębiorstw państwowych i spółdzielni (indywidualni inwestorzy prywatni byli wówczas gatunkiem niemal nieznanym). To właśnie ci ostatni poczuli się treścią jednej z uchwał nieusatysfakcjonowani. Gdy doszło do głosowania, zgromadzeni ujrzeli las rąk przeciw uchwale i nieśmiało wzniesione pojedyncze ramię opowiadające się za uchwałą.

Po ogłoszeniu wyników nastąpił szok. Większość nie mogła zrozumieć, co się stało. Podejrzewano pomyłkę lub spisek. Trudno było ? szczególnie spółdzielcom ? zrozumieć, że jeden człowiek przesądził o przyjęciu uchwały, gdyż dysponował liczbą akcji nieporównanie większą niż oni wszyscy razem wzięci. Na tym właśnie polega demokracja kapitałowa, a mój respekt wobec niej jest tym większy, jeśli wiem, że ten, kto posiada wiele akcji, musiał zapłacić za nie kupę forsy.

Duzi spekulanci mogą z łatwością i na ogół bezkarnie dołować lub windować kursy, stosownie do swoich potrzeb. Drobny inwestor nie ma w starciu z nimi najmniejszych szans ? to powszechne niemal do niedawna przekonanie większości graczy. Do niedawna, bowiem podobnie, jak moje przekonanie o demokracji kapitałowej ? legło ono w gruzach.

Nastały takie czasy, że ktoś dysponujący w skrajnych przypadkach jedną akcją, w mniej ortodoksyjnych sytuacjach zaś ? kilkoma papierami i kwotą kilku tysięcy złotych może zdziałać całkiem sporo. Co prawda, na początku sierpnia jedną lub dwiema akcjami można było z łatwością jedynie ustabilizować kurs np. Unimilu, LTL, Europy czy Fortisu, dokonanie tej sztuki w przypadku Centrostalu zaś wymagało aż 20 walorów, ale za to o łącznej wartości 19 zł. Ale 7 sierpnia już jedną akcją można było spowodować 3,2-proc. zwyżkę kursu AMS, za marne 84 zł (20 papierów) wartość akcji Famotu zmienić o blisko 15% (in minus), a za 19 zł (5 akcji) wywindować KZWM o 18,5%. Za tysiąc złotych można poszaleć przez kilka dobrych sesji... Przykłady można mnożyć.

A więc jednak tryumf demokracji bezprzymiotnikowej i koniec monopolu ?grubasów?! Powie ktoś, demokracja ? w porządku, ale co to za spółki. Prawdziwy inwestor wstydziłby się o nich mówić w towarzystwie. No cóż, jakie pieniądze, taka demokracja, a po odważniej nowi demokraci poczynają sobie także na najbardziej płynnych papierach. Niejeden raz można było obserwować, jak kurs Elektrimu czy TP SA zmienia się w efekcie transakcji zawartej... jedną akcją. Powie ktoś ? to przecież ewidentne zabawy dużych inwestorów igrających z drobnicą i próbujących ?wytrząsnąć? z niej papiery za bezcen lub ?poczęstować? ją akcjami tuż przed zwałką.

Pewnie tak jest, ale... Wyobraź sobie, Inwestorze, ten moment: napięcie w czasie sesji sięga zenitu, Elektrim jak zwykle nieobliczalny, kupujący i sprzedający przez chwilę patrzą sobie głęboko w oczy (za pośrednictwem arkusza zleceń) z odległości 15 groszy, czekając, kto pierwszy pęknie. A Ty ? bach! ? 1 sztuka PKC! Dla tej chwili nie szkoda nawet paru złotych na prowizję.

Roman Przasnyski

Felietony
Tantiemy – sztuka zarabiania na cudzej kreatywności
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Felietony
Najgorętsza dekada od wojny
Felietony
Ślimacze tempo transpozycji
Felietony
Deregulacja? To nie takie proste
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Felietony
Omnibus – zamrażanie czasu
Felietony
Fundusze mogą rozwiązać dylematy inwestorów