"Gra na giełdzie przypomina tak emocjonujące i niebezpieczne sporty, jak akrobacje ze spadochronem, wspinaczka górska czy nurkowanie z butlą tlenową" - pisał Elder w znanej, a obecnie wznowionej w Polsce książce "Zawód - Inwestor giełdowy". Kończący się - chyba na szczęście - rok 2001 pokazał, że inwestowanie jest czasem jeszcze bardziej emocjonujące od owych poniekąd ekstremalnych sportów.
Zajęcie długiej pozycji i jej konsekwentne odnawianie na rynku kontraktów indeksowych na początku tego roku okazało się niczym skok z wieży Eiffla bez spadochronu. Może mniej emocjonujące, ale podobnie niefortunne było stosowanie w owym okresie miłej, acz zawodnej strategii "buy and hold" (kup i trzymaj). Ale powodem katastrofy większości inwestorów jest - tak jak zawsze - próba zignorowania brutalnych zasad, przeciw którym krzyczy często inwestorskie serce. Pozwól rosnąć zyskom, ale nie dopuść do powstania nieodwracalnych strat. Albo zgiń.
"Możesz odnieść sukces w grze na giełdzie jedynie wtedy, gdy potraktujesz ją jako poważne intelektualne zajęcie. Gra na bazie emocji jest wyniszczająca. W osiągnięciu sukcesu pomoże Ci defensywna polityka zarządzania pieniędzmi. Dobry inwestor czuwa nad kapitałem tak samo uważnie, jak zawodowy nurek nad zapasem tlenu" - pouczał Elder.
Tlen inwestora, czyli jego kapitał ma taką wredną cechę, że ucieka szybciej, niż można by się tego spodziewać. Tak kończy się beztroskie "dorzucanie do ognia". Naprawdę, trzeba kontrolować jego poziom, gdyż z otchłani bessy ciężko wrócić. Emocje przeszkadzają czasem w trzeźwej ocenie skutków własnych radosnych strategii. Kontrola dopuszczalnych limitów strat to praktycznie jedyny automatyczny sposób na zachowanie kapitału. Choć, oczywiście, czasami zawodny - jak wielu z nas wie, rynek jest ogólnie wredny i odbija właśnie w chwilę po tym, jak z niego z bólem wyszliśmy ograniczając nasze straty. Pokusa dokupywania na spadkach jest więc ogromna (i opłacalna przy rynku wzrostowym). Mijający rok był wielkim ostrzeżeniem - wielu niezdyscyplinowanych łapaczy dołków pewnie na samą myśl o giełdzie ma mdłości.
Okres przedświąteczny sprzyja przeglądowi portfela. Wbrew wszystkiemu, wbrew mrożącym danym makro, wbrew zawierusze politycznej nadal podtrzymuję swój optymizm co do giełdowej koniunktury w przyszłym roku. Nie dlatego, że po bezprecedensowo kaleczącej bessie należy nam się hossa. Tylko dlatego, że jest szansa na żywiołowe dyskontowanie spodziewanego w drugiej połowie 2002 r. i w 2003 r. ożywienia gospodarczego.