Prognozy niebezpieczne

Prognozy koniunktury giełdowej można podzielić na bezpieczne i niebezpieczne. Nie chodzi tu jednak o bezpieczeństwo inwestorów, lecz analityków. Prognoza bezpieczna, to w przypadku WIG20 przedział 1000-1500 punktów. Do niebezpiecznych można zaliczyć te, mówiące o 580 i 2000 punktów.

Publikacja: 07.01.2002 16:55

Najczęściej mamy okazję zapoznawać się z prognozami bezpiecznymi, a więc takimi, które nie odbiegają zbytnio od aktualnych cen akcji czy poziomu indeksów. Dają one analitykowi formułującemu je względne bezpieczeństwo - ryzyko, że prognoza się nie sprawdzi, jest niewielkie. Nawet jeśli okaże się ona chybiona, to reputacja analityka ucierpi niewiele lub wcale, tym bardziej że znajduje się on zwykle w dość licznym gronie kolegów po fachu, którzy postępują w myśl podobnej zasady. Co prawda, sławy się nie zdobędzie, ale funkcjonować w ten sposób można długo i w miarę szczęśliwie.

Tego typu prognozy mają jeszcze kilka innych zalet. Jedną z bardziej istotnych jest to, że są bardzo "strawne" dla większości odbiorców, nie wzbudzają ich emocji, które najczęściej koncentrują się nie na samej prognozie, ale na jej twórcy i rzadko przyjmują formę dla niego przyjemną. Podstawowa wada to ta, że są one po prostu nudne i tak naprawdę mało użyteczne. W końcu taką prognozę każdy może sobie zrobić sam.

Od czasu do czasu pojawiają się jednak także prognozy niebezpieczne, a więc takie, które wyznaczają kurs akcji lub wartość indeksu na poziomie znacznie odbiegającym od aktualnego. Są one tym bardziej niebezpieczne, im bardziej stanowcze stwierdzenia zawierają. W tej zaś kategorii bardziej niebezpieczne są te, które zapowiadają silne spadki i osiągnięcie przez dany instrument poziomu zdecydowanie niższego niż obecny. Nawet mimo możliwości zarabiania na spadkach, tego typu prognozy są niemile widziane. Co innego silne wzrosty, te - proszę bardzo. Ale i tu można się narazić na śmieszność i nieprzyjemne komentarze.

Niedawno w PARKIECIE opublikowana została interesująca prognoza z gatunku tych najbardziej niebezpiecznych. Mówi ona o możliwości spadku indeksu WIG20 do 580 punktów, a więc o ponad 50% w porównaniu z poziomem z końca tego tygodnia. Jej autor twierdzi nawet, że spadek ten jest warunkiem zakończenia bessy i powrotu lepszej koniunktury. Jest ona tym bardziej niebezpieczna, gdyż jasno i zdecydowanie wyraża poglądy autora i przedstawią ich uzasadnienie. Bez zbędnych "jeśli", "około" i "prawdopodobnie".

Oczywiście, reakcja recenzentów była niemal natychmiastowa i łatwa do przewidzenia. Ciekawszy jest jednak mechanizm psychologiczny, towarzyszący tego typu prognozom. Wyraża się on najczęściej w krótkim stwierdzeniu: "przecież to niemożliwe". Czy możliwy jest spadek indeksu o ponad 50% i to po trwających prawie dwa lata zniżkach? Poprzednio 580 punktów WIG20 liczył sobie sześć lat temu! A co by to oznaczało z punktu widzenia spółek? Przecież kursy tych największych "indeksotwórczych" musiałyby również spaść o połowę. Czy można sobie wyobrazić sytuację, w której np. walory TP SA rynek wyceniałby na 5 zł, PKN kosztowałby poniżej 10 zł, a KGHM 6 zł? Nie jest to łatwe, stąd pierwszą reakcją na taką prognozę jest jej odrzucenie, czemu zwykle nie towarzyszy racjonalna argumentacja odmiennego stanowiska, lecz próby ośmieszenia jej autora i zdezawuowania jego kompetencji.

Trudno rozstrzygnąć, czy wspomniana prognoza się sprawdzi, czy też nie. I w gruncie rzeczy nie to jest najważniejsze. Przede wszystkim należy zdawać sobie sprawę z tego, jak groźny w praktyce inwestycyjnej jest opisany mechanizm odrzucania ocen drastycznie różniących się od aktualnych warunków rynkowych. Wystarczy spojrzeć wstecz, i to w nie tak odległą przeszłość. Na początku ubiegłego roku za akcje Elektrimu płacono około 52 zł, a przecież wówczas zaliczyły już trzydziestoprocentową przecenę od szczytu z marca 2000 r. Czy ktoś wówczas uwierzyłby analitykowi, prognozującemu spadek kursu papierów tej spółki do 8 zł? Taki wieszcz byłby uznany za szaleńca. Przypuszczam, że mało kto wierzył w taką cenę jeszcze w połowie listopada ubiegłego roku, kiedy to za akcje tej firmy płacono po 20 zł. Może Elektrim to niedobry przykład - choć nie brakuje bardziej drastycznych. Weźmy więc KGHM - jego akcje kosztowały w styczniu 2001 r. 27 zł i nikomu do głowy nie przyszło prognozować spadek kursu do 10 zł. Czy ktoś na początku ubiegłego roku uznałby za wiarygodną prognozę spadku kursu akcji TP SA z 29 zł do 10 zł i to w momencie, gdy papiery te były już o ponad jedną czwartą tańsze niż w marcu 2000 r.? A przecież przykłady te dotyczą naszych najlepszych i największych firm giełdowych. WIG20 spadł w ciągu pierwszych dziesięciu miesięcy ubiegłego roku prawie o 45%, spółki mające w nim największy udział staniały zaś o około 65%.To porównanie przypomina o starej prawdzie, że na rynku wszystko jest możliwe. Także wzrost WIG20 do 2000 punktów i powrót kursu TP SA do 40 zł. n

Felietony
Tantiemy – sztuka zarabiania na cudzej kreatywności
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Felietony
Najgorętsza dekada od wojny
Felietony
Ślimacze tempo transpozycji
Felietony
Deregulacja? To nie takie proste
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Felietony
Omnibus – zamrażanie czasu
Felietony
Fundusze mogą rozwiązać dylematy inwestorów