Grecja? A gdzie to?

Podczas jednego z roadshow polskich obligacji rządowych w USA brałem udział w przekonywaniu inwestorów z Zachodniego Wybrzeża do naszych papierów. W końcu, brzmiał mój argument, dlaczego mieliby zawężać swoją definicję emerging markets do sąsiadów z południa?

Publikacja: 09.02.2010 00:44

Na spotkanie w jednym z biurowców w Los Angeles przychodzi mężczyzna w różowym polo z rozpiętym kołnierzykiem. Na jego twarzy widzę wymalowane pytanie: – Polska? A gdzie to?

Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że zamierzam wypunktować dziennikarzy mediów ekonomicznych. I żeby nie było – głównie zagranicznych. Niewątpliwie, przełom stycznia i lutego dostarczył inwestorom na rynkach finansowych wielu emocji i stąd zrozumiałe poszukiwanie przyczyn spadków cen akcji, przeceny euro czy wyprzedaży surowców. Kozłem ofiarnym (nie żeby jej się nie należało) stała się Grecja.

Już przypisywanie słabości europejskiej waluty problemom Grecji było według mnie pewnym nadużyciem. Obiektywnie trzeba przyznać, że na rynkach walutowych trudno jest wskazać na zestaw czynników, które zawsze i wszędzie wywołują określone zmiany notowań walut.

Nie ma strumieni zysków tak jak na rynkach akcji czy stóp procentowych i oczekiwań inflacyjnych jak na rynku obligacji. Niemniej jednak euro straciło wobec dolara 10 proc., a tak naprawdę nie wiadomo nawet, dlaczego euro faktycznie miałoby spadać z powodu greckich problemów.

Nie ma wątpliwości, że gdyby Grecja posługiwała się krajową walutą, byłaby obecnie na kroplówce MFW. Zadziałałoby wycofanie się kapitału (pochodzącego głównie ze strefy euro) oraz spekulacja. W sytuacji gdy jednak czynnik lokalnego ryzyka walutowego nie istnieje, euro byłoby zagrożone tylko wtedy, gdyby strefa euro była w dużym stopniu uzależniona od zewnętrznych oszczędności.

Faktycznie zaś proces umocnienia dolara wobec euro zaczął się od wzrostu oczekiwań na wyższe stopy w USA, a później pierwsze skrzypce grał motyw techniczny. Kończąc ten wątek, greckie problemy mają pewien wpływ na euro, ale jest on głównie psychologiczny.

Zachodzę też w głowę, jak ten czynnik ma się do panicznej wyprzedaży na Wall Street, największej korekty od początku hossy. Zacznijmy od liczb. Grecki dług to obecnie ponad 360 mld USD. To sporo, cztery razy więcej, niż wynosiłyby potencjalne straty w przypadku bankructwa Dubaju i 12 razy więcej, niż wynosiły skumulowane straty Citigroup z kryzysu.

Jednocześnie to tylko 3,7 proc. całości amerykańskiego długu i niewiele więcej w odniesieniu do długu strefy euro. A ponadto utrata tych wierzytelności to przecież ciągle mało prawdopodobny scenariusz.

Nawet jeśli nie powiedzie się konsolidacja finansów publicznych w Grecji, w najgorszym razie Unia będzie musiała zorganizować pomoc finansową, być może wartości 10 proc. tej kwoty. Straty ponoszą zagraniczni inwestorzy, ale (tu wracamy do wątku ze wstępu) jest bardzo mało prawdopodobne, aby była to znacząca liczba amerykańskich graczy.

Tym samym faktyczny wpływ na premię za ryzyko w USA będzie ograniczony, a rzeczywisty wpływ na ceny akcji trudny do dostrzeżenia. Być może większa liczba amerykańskich inwestorów potrafi wskazać na mapie Grecję niż Polskę, jednak wpływ wydarzeń w obydwu krajach na portfele graczy z USA jest równie niewielki.

Nie zamierzam się rozwodzić nad faktycznymi przyczynami przeceny na rynkach akcji, zwłaszcza że choćby z racji wykonywanego zawodu robię to codziennie. Jest to raczej refleksja nad syzyfową pracą mediów ekonomicznych, które każdemu ruchowi cen na rynku muszą przyporządkować jakieś zdarzenie, najlepiej zgodnie z kanonem utartych już reguł.

Tymczasem ruch cen na rynku nie musi zawsze wynikać z jakiejś konkretnej informacji czy publikacji. Ostatecznie jest to efekt gry wyłożonymi pieniędzmi, a inwestorzy niekoniecznie muszą się zwierzać mediom ze wszystkich swoich przemyśleń. Wniosek jest zatem taki, aby do krzyczących nagłówków w elektronicznych serwisach podchodzić z należytą ostrożnością.

Łatwo powiedzieć... I tak pierwszą rzeczą po pojawieniu się w pracy, którą dziś zrobiłem i zrobię jutro, będzie wizyta na stronach szacownych mediów ekonomicznych.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie