Konstytucja jest jak ekonomia – każdy może sobie ją tłumaczyć dowolnie, zwłaszcza jeśli jest autorytetem, profesjonalistą, profesorem lub innym mędrcem.
Chciałem tylko zaznaczyć jedno. W krajach, gdzie konstytucję traktuje się poważnie, a szczególnie w krajach, w których poważnie traktuje się każdą jej „poprawkę", o ustawie zasadniczej może się wypowiadać każdy. Nawet najmniej rozumny i niezorientowany obywatel, który sercem czuje, że narusza się jego obywatelski interes. Choćby w imię demokracji, większości, ogółu lub racji stanu. I nie ma tu znaczenia, że konstytucja to tylko kilka prostych prawd, które mogą być bardzo wieloznaczne. Jak wieloznaczne może być stwierdzenie, że Polska jest demokratycznym państwem prawnym.
Napiszę więc od siebie. Nie jak znawca tematu, który pisze opinię prawną dla tej lub innej strony. I zaadresuję swój felieton do wszystkich tych, którzy czują, że ktoś ich za chwilę wystrychnie na dudka. Rzekomo w świetle obowiązującej konstytucji.
Kilkanaście lat temu wybrałem. Zapisałem się do OFE i zdecydowałem, że moja przyszła emerytura będzie zależna od instytucji finansowych działających na podstawie obowiązujących przepisów prawa. Przystąpiłem więc do projektu firmowanego przez państwo, które zobowiązało i mnie, i OFE – instytucje wymyślone w procesie legislacyjnym – do zachowania pewnych rygorów. Są zasady więc trzeba ich przestrzegać. Ja płacę składkę, ktoś tę składkę rozdziela, ktoś inwestuje i bierze za to wynagrodzenie. Zgodziłem się na te reguły i oczekiwałem, że zostaną one dotrzymane. Wcześniej nikt tych reguł nie zakwestionował. Nie zaskarżył do sądów, nie podważył ich sensu. Choć Polska jest demokratycznym państwem prawnym.
Wybrałem świadomie, bo wiedziałem, że moja emerytura powinna być zależna wyłącznie ode mnie. I chociaż mam świadomość, że w jakiejś części opłacam świadczenia tych, co uczestniczą w pierwszym filarze, drugi filar miał przynosić subiektywne korzyści, abym znał wartość tego, co wypracuję przez całe swoje życie.