Emitentem bitcoinów są komputery rozmieszczone na całym świecie, a wielkość emisji jest ściśle ograniczona – z roku na rok dynamika wzrostu liczby bitcoinów ma być zmniejszana. Nie jest to zresztą pierwsza wirtualna waluta. Było ich już wiele, a niektóre nadal istnieją. Można powiedzieć, że jest to taka waluta jak różnego rodzaju wirtualne waluty w grach komputerowych czy serwisach społecznościowych.
Zarówno waluta narodowa, jak i wirtualna opiera się na zaufaniu. Złoty czy dolar mają wartość tylko wtedy, jeśli posiadacze papierków nazwanych gotówką, banknotami lub zapisami na kontach (to obecnie najczęściej występująca forma pieniądza) będą wierzyli rządom, które dane waluty emitują. Z chwilą utraty zaufania pieniądz staje się bezwartościowy, bo nikt nie chce go akceptować jako środka płatniczego. Państwo zmusza obywateli do akceptowania swojej waluty.
Wirtualna waluta nie ma takiego policjanta, który stoi przy każdym, komu chcemy zapłacić, i pod groźbą potężnych kar zmusza go do przyjęcia zapłaty. Nie ma też nadzorcy i gwaranta wiarygodności. Dlatego też, według mnie, kariera bitcoina jest zadziwiającym przykładem ludzkiej chciwości. Niczego nie uczą ludzi krachy, które na tym rynku często się zdarzają. Nie uczą, bo po krachach kurs bitcoina nadal dynamicznie rośnie.
Od 10 do 16 kwietnia wartość bitcoina spadła z ponad 270 USD do mniej niż 50 USD. Około 80 proc. straty w ciągu kilku dni to jest rzeczywiście prawdziwy krach. Potem cena ustabilizowała się, ale od listopada zaczęła rosnąć i na początku grudnia doszła do blisko 1200 USD za jednego bitcoina. Jeśli ktoś wierzy w to, że możliwy jest blisko pięciokrotny wzrost ceny w ciągu miesiąca i że nie jest to bańka spekulacyjna, to zdecydowanie się myli. Bańka w grudniu pękła i bitcoin błyskawicznie stracił 1/3 wartości.
Szybkość handlu sprzyjała zarówno obłędnemu wzrostowi ceny, jak i równie szalonemu spadkowi. Jeśli bowiem na giełdzie, gdzie handluje się bitcoinami, można jednym kliknięciem kupić lub sprzedać tę walutę, a ona ciągle rośnie, to pojawia się panika kupna (zwana euforią). Inwestor (czy gracz, jak wolę go nazywać) panicznie się boi, że nie zarobi, i spieszy się z kupnem. Kolejny robi to samo, a cena eksploduje. Podobny mechanizm, tylko psychologicznie odwrotny, działa przy spadku ceny.