Można nawet powiedzieć, że na GPW całkiem wyraźnie zapachniało hossą i nietrudno znaleźć głosy sugerujące dalsze zwyżki.
Wydaje się, że argumenty byków są ciężkie do podważenia. Indeks szerokiego rynku wysyła wyraźny sygnał kupna, który tylko czeka na potwierdzenie indeksu krajowych blue chips. Spowolnienie gospodarcze ujrzało światło dzienne w twardych danych i jeszcze niedawno ekonomiści prześcigali się w dawaniu coraz niższych prognoz na przyszłoroczny krajowy wzrost PKB. Tym samym przypomnieć mógł się 2008 r., kiedy w podobny sposób reagowano na coraz bardziej widoczne oznaki słabości gospodarki. Do pełni szczęścia brakuje jednak cięcia stóp przez Radę Polityki Pieniężnej, która już tradycyjnie powinna dać zielone światło do przesunięć kapitałów z lokat oraz wysoko wycenianych obligacji w kierunku akcji.
Teoretycznie więc wiele elementów układanki wskazuje, że mówienie o początku hossy jest zasadne, szkopuł jednak jak zwykle leży w szczegółach. Pierwszą dość istotną przeszkodą dla rozwinięcia się rynku byka jest brak szerokości rynku. Warto w tym miejscu jest sobie przypomnieć początek roku, kiedy podobnie jak dzisiaj, nie brakowało optymistycznych głosów wówczas opierających swoje pozytywne nastawienie na wyraźnych zwyżkach cen akcji w segmencie średnich i mniejszych spółek.
Dzisiaj już wiemy, że optymizm z początku roku okazał się przedwczesny, a aktualne poziomy mWIG40 oraz sWIG80 – mimo wysyłania pozytywnych sygnałów – nadal są zauważalnie poniżej tegorocznych maksimów. Drugim problemem ostatnich wzrostów jest brak większych obrotów. Całej letniej zwyżce towarzyszyła bowiem bardzo niska aktywność inwestorów i to nie tylko w kraju, ale na całym świecie. Wrzesień pod tym względem przyniósł pewną poprawę, ale wciąż można mówić, że globalne wzrosty wcale nie są wynikiem działania popytu, ale braku podaży i zamykania krótkich pozycji. Zdrowe rynki byka potrzebują napływu kapitału, a tego niestety wciąż nie widać.
Kolejnym problemem jest ciągle widoczny sygnał sprzedaży według teorii Dowa. Co prawda na ten temat trwa żywa dyskusja wśród amerykańskich analityków technicznych, ale faktem pozostaje słabość średniej transportowej, która nie potwierdza nowych szczytów na indeksie przemysłowym. Historia pokazuje, że taka dysproporcja może trwać pewien czas, ale ostatecznie musi zostać wyeliminowana. Istnieje więc realna groźba korekty obecnego optymizmu i oddalenia się głównych amerykańskich indeksów od bardzo bliskich okolic szczytów z 2007 r.