Inflacja nie jest problemem

Polityka fiskalna przestała być w rozwiniętych gospodarkach narzędziem zdolnym do stymulowania gospodarek. Jeszcze w 2009 r. wiele państw uruchomiło programy wydatków rządowych, starając się podtrzymać słabnącą koniunkturę.

Aktualizacja: 14.02.2017 23:52 Publikacja: 17.10.2012 06:00

Grzegorz Zatryb, główny strateg, Skarbiec Holding

Grzegorz Zatryb, główny strateg, Skarbiec Holding

Foto: Archiwum

Nie trzeba było długo czekać, aby okazało się, że zadłużenie wielu rządów przekroczyło poziomy powszechnie akceptowane. W tym momencie na znaczeniu zaczęła zyskiwać polityka pieniężna. W pierwszym rzędzie okazało się, jak duże znaczenie ma możliwość prowadzenia suwerennej polityki monetarnej. Na cenzurowanym rynków znalazły się bowiem przede wszystkim te kraje, które nie były w stanie za pośrednictwem swoich banków centralnych wspomóc finansowania deficytów budżetowych. Mowa tu o krajach strefy euro. Stany Zjednoczone, adaptując nieortodoksyjne instrumenty polityki pieniężnej mogły – i wciąż mogą – stymulować gospodarkę. Kraj ten czeka w najbliższej przyszłości tzw. klif fiskalny, czyli gwałtowne wygaśnięcie ulg podatkowych i programów wydatków publicznych.

Zachowanie rynku wskazuje jednak, że nie podważa to zaufania do stabilności finansowej tego kraju. Zupełnie inaczej sprawa ma się w eurolandzie. Okazało się bowiem, że istnieją poważne wewnętrzne rozbieżności w samym EBC, nie wspominając o politykach, na czym miałoby polegać luzowanie ilościowe, tak dobrze oceniane w przypadku USA, kiedy miałoby zostać zastosowane i jakiej skali.

W Stanach Zjednoczonych znaczna część dodruku pieniądza przez Fed skierowana została na rynek obligacji hipotecznych, jako ten, który stał się zarzewiem kryzysu i do tego jest niezwykle istotny dla obywateli. Właśnie skupu MBS będzie dotyczyła trzecia faza QE. W przypadku Europy problemem jest groźba niewypłacalności państw i rynki finansowe oczekują, że EBC będzie aktywny na tym polu. Jednak wszelkie propozycje planów ratunkowych banku centralnego strefy euro spotykają się z poważnym sprzeciwem Niemiec.

Opór wielu polityków niemieckich tłumaczy się często populistycznym schlebianiem wyborcom zmęczonych wiodącą rolą Niemiec w finansowaniu bankrutów. Jednak trudno ten zarzut wysunąć w stosunku do Bundesbanku. W jego przypadku największą obawą jest inflacja. Podnosi się argumenty, że opór ten związany jest z historycznymi doświadczeniami Republiki Weimarskiej, w której hiperinflacja walnie się przyczyniła do wypromowania narodowego socjalizmu. Wydaje się jednak, że prawdziwe przyczyny niechęci Niemiec, a zwłaszcza Bundesbanku, do nielimitowanego druku pieniądza leżą gdzie indziej. Oczywiście chodzi o inflację, ale w nieco innym kontekście. Wcześniej pisałem, że do problemów Grecji czy Hiszpanii walnie się przyczynił brak suwerenności monetarnej. Dokładnie to samo będzie problemem Niemiec w przypadku inflacji.

Dodruk pieniądza, choćby tylko patrząc na LTRO, musi przełożyć się na inflację. Na razie tak się nie dzieje, ale pytanie, kiedy zacznie się dziać, jest jednym z najczęściej zadawanych. Wypada zadać także pytanie „gdzie". O ile odpowiedź na pytanie, „kiedy" jest trudna, to gdzie najpierw pojawi się inflacja można określić z dużą precyzją. Będą to te kraje strefy euro, w których rzeczywisty PKB najbardziej zbliżył się do potencjalnego, czyli te, których gospodarki są w najlepszej kondycji. Tak się składa, że we wspólnym obszarze walutowym taką gospodarkę posiadają Niemcy. Tymczasem dla Europejskiego Banku Centralnego istotna jest inflacja w całej strefie euro, odchylenia między poszczególnymi krajami nie są przedmiotem interwencji, o ile nie przybierają charakteru strukturalnego. Zresztą nawet wtedy, bank centralny wspólnej waluty ma ograniczone możliwości. Jeszcze mniejsze możliwości ma Bundesbank. Mam w tym zakresie inną opinię niż analitycy banku Goldman Sachs (European Economics Daily z 27.09.2012), dość mocno przekonani, że bank centralny Niemiec poradzi sobie z takim problemem. Bardzo niskie stopy procentowe oraz wysoka dostępność funduszy z łatwością mogą się przełożyć na inflację, gdy tylko wraz z poprawiająca się koniunkturą przyspieszy akcja kredytowa.

W zasadzie Bundesbankowi pozostaną działania o charakterze nadzorczym i administracyjnym, jak na przykład podniesienie wymogów kapitałowych. Nie jest to jednak zbyt precyzyjna broń w walce z inflacją, nie ma bowiem żadnej gwarancji, że ograniczenie ryzykownych aktywów skoncentruje się na kredycie dla niemieckich przedsiębiorstw. Równie dobrze może być to redukcja zaangażowania w obligacje krajów PIIGS lub wycofanie kapitałów z banków zagranicznych. W obu przypadkach wyższe wymogi kapitałowe raczej sprawią kłopoty krajom takim jak Portugalia czy Irlandia, niż ograniczą inflację w niemieckich landach.

Inflacja jest problemem, jednak wewnątrz wspólnego obszaru walutowego nabiera jeszcze większego znaczenia. Wobec braku mechanizmu kursu walutowego pomiędzy krajami eurolandu, to poprzez zróżnicowanie inflacji dokonuje się dostosowanie związane z innym poziomem cen. O ile jednak wysoka inflacja prowadzi?do osłabienia waluty, co może w pewnym zakresie pomóc utrzymać danej gospodarce konkurencyjność, o tyle w przypadku wspólnej waluty szybszy wzrost cen w danym kraju wprost powoduje pogorszenie konkurencyjności. Niemcy zdają sobie sprawę, jak duże zagrożenie dla ich pozycji wiąże się z inflacją w warunkach braku narzędzi do skutecznej z nią walki. Obecne możliwości Bundesbanku nie są zbyty duże, ulegną jednak dalszemu osłabieniu w przypadku wprowadzenia wspólnego, jednolitego nadzoru bankowego. Gdy stanie się on faktem, niemiecki bank centralny pozbawiony zostanie reszty narzędzi.

Na razie dynamika cen w strefie euro nie budzi niepokoju. Także Niemcy mogą spać spokojnie. Do czasu. Dlatego niemieckie władze monetarne już teraz starają się hamować ogólnoeuropejskie działania mogące przynieść w przyszłości inflację. Mówi się, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Zwłaszcza jeśli można tylko zapobiegać, bo na chorobę nie ma lekarstwa.

Felietony
Tantiemy – sztuka zarabiania na cudzej kreatywności
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Felietony
Najgorętsza dekada od wojny
Felietony
Ślimacze tempo transpozycji
Felietony
Deregulacja? To nie takie proste
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Felietony
Omnibus – zamrażanie czasu
Felietony
Fundusze mogą rozwiązać dylematy inwestorów