Autorzy odnoszą się m.in. do kwestii tzw. ukrytego długu emerytalnego oraz zasadności podziału systemu emerytalnego na FUS i OFE; niektóre z tych zagadnień są warte szerszego komentarza.
Grzegorz Zatryb wskazuje słusznie, że sednem reformy emerytalnej nie było utworzenie OFE. Było nim natomiast uzależnienie wysokości przyszłej emerytury od wysokości odprowadzonych składek (system o zdefiniowanej składce, ang. defined contribution), podczas gdy w tzw. starym systemie wysokość świadczenia nie była powiązana z wysokością składek (system o zdefiniowanym świadczeniu, ang. defined benefit). Z tego punktu widzenia nie jest istotne, czy składki emerytalne trafiają do OFE, czy do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS) zarządzanego przez ZUS. Na marginesie, obaj autorzy nazywają FUS systemem repartycyjnym, a OFE systemem kapitałowym. Tymczasem część systemu emerytalnego zarządzana przez ZUS ma obecnie również charakter kapitałowy (dzięki wyodrębnionym kontom emerytalnym), a mechanizm wpłat i (przyszłych) wypłat z OFE jest jak najbardziej repartycyjny (przechodzący na emeryturę sprzedają aktywa pracującym).
Stwierdzenie G. Zatryba, że „OFE stanowią tylko fajny, kapitałowy dodatek do reformy", wydaje mi się jednak zbyt dużym uproszczeniem. W moim przekonaniu funkcjonowanie OFE jest istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa środków zgromadzonych w systemie emerytalnym, z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, i tu zgadzam się z M. Wilhelmim, środki zgromadzone w OFE są zabezpieczone aktywami finansowymi. Po drugie, wartość tych aktywów każdy z uczestników OFE może kontrolować. Za składkami przekazywanymi do FUS stoi natomiast obietnica państwa, będąca rezultatem umowy społecznej, wyrażonej w postaci ustawy. A ustawę zawsze można zmienić. Oczywiście w krajach o dłuższej tradycji demokracji parlamentarnej takie ryzyko nie jest znaczące. Ale nawet bez zmian w samej istocie systemu emerytalnego, państwo ma możliwość wpływania na wysokość zgromadzonych składek emerytalnych, choćby przez modyfikację zasad ich waloryzacji. Zupełnie inaczej ma się też kontrola przyszłych emerytów nad wysokością składek przekazywanych do FUS. Rok temu pisałem na łamach „Parkietu" o bardzo długim, bo blisko rocznym opóźnieniu, z jakim ZUS informuje ubezpieczonych o wysokości odprowadzonych składek. W tym roku listu z ZUS w ogóle jeszcze nie dostałem...
Odmienny (ale nie: całkowicie różny) charakter aktywów zgromadzonych w OFE i zapisów na rachunkach w FUS wyjaśnia też, dlaczego rynki finansowe ignorują tzw. dług ukryty i przywiązują wagę tylko do „oficjalnego" zadłużenia państwa, na co słusznie wskazuje G. Zatryb. Wstrzymanie przez rząd obsługi zadłużenia z tytułu wyemitowanych obligacji czy zaciągniętych kredytów rodzi przecież dla wierzycieli finansowych (czyli inwestorów) diametralnie inne konsekwencje niż obniżenie emerytur własnym obywatelom. Łatanie dziury w finansach państwa pieniędzmi emerytów (przyszłych lub obecnych) może więc powodować pozytywną reakcję rynków finansowych, gdyż wzrasta prawdopodobieństwo, że dług znajdujący się w portfelach inwestorów zostanie spłacony.
Byłbym jednak daleki od twierdzenia, że dług ukryty jest „mityczny", jak pisze G. Zatryb. Zgadzam się z M. Wilhelmim, że dług emerytalny istnieje, tyle że ma on inny charakter niż „oficjalny" dług publiczny. Nawiasem mówiąc, bardziej trafnym określeniem niż „dług ukryty" wydają się „ukryte zobowiązania" (ang. implicit liabilities), pojęcie dobrze opisane w literaturze ekonomicznej, które eksponuje znaczenie przyszłych emerytur z punktu widzenia bilansu systemu emerytalnego. Warto zauważyć, że zobowiązanie państwa z tytułu przyszłej emerytury powstaje z chwilą opłacenia przez pracującego bieżącej składki, inaczej niż choćby w przypadku opieki zdrowotnej, gdzie bieżąca składka finansuje bieżące świadczenia. Stąd jednakowe traktowanie powstających dziś zobowiązań emerytalnych i przyszłych kosztów opieki zdrowotnej nie jest w moim przekonaniu uzasadnione.