Ze sporym opóźnieniem znalazłem czas na przeczytanie „Polskie startupy: Raport 2015". I przyznam, że jego lektura nieco mnie przygnębiła. Ot, choćby dlatego, że żadna z ankietowanych firm nie widzi dla siebie miejsca na giełdzie czy też NewConnect.
Raport zebrał wiele pozytywnych ocen. Nie będę oceniał, czy słusznie czy nie. Bez wątpienia pozwala spojrzeć na młode firmy ich oczyma. A to spojrzenie jest – delikatnie rzecz ujmując – ciekawe. Okazuje się bowiem, że np. 35 proc. firm nie jest w stanie określić, jaki był wzrost ich przychodów w ostatnim roku. Autorzy stawiają tezę, że firmy po prostu nie zbierają danych. Mam kłopot z uznaniem tej tezy za słuszną, a z drugiej strony z rozmów z kilkoma znajomymi, którzy w ten czy w inny sposób na co dzień mają kontakt ze start-upami, skłonny jestem przyznać rację badaczom.
Moi znajomi twierdzą, że całkiem spore grono startupowców to – jak to nazywają – „piękne umysły", czyli ludzie, którzy mają fantastyczne pomysły i zdolności, ale są kompletnie zagubieni w świecie finansów i pieniędzy. Budżet, budżetowanie, planowanie, koszty i przychody są dla nich pojęciami abstrakcyjnymi. Aby tworzony prze nich biznes przetrwał, potrzebują kogoś na kształt kuratora, który ułoży biznes i jego finanse. I tą osobą nie jest wynajęta pani księgowa, która sporządza papiery dla urzędu skarbowego i ZUS. Być może to 35 proc., które nie umie określić skali zmian przychodów, to właśnie „piękne umysły".
Ciekawe są odpowiedzi dotyczące zatrudnienia i finansowania. Z badań wynika, że 4/5 start-upów to mikroprzedsiębiorstwa, a co szósty nie zatrudnia pracowników. Brak zatrudnienia w dużej części można tłumaczyć tym, że co dziewiąty ankietowany start-up był jeszcze przed rejestracją. Bardzo interesujący jest miks finansowania. Aż 59 proc. finansuje się ze środków własnych. Kolejne trzy znaczące źródła to środki unijne (23 proc.), pieniądze od aniołów biznesu (20 proc.) i fundusze venture capital (18 proc.). Z kredytów skorzystało 8 proc. badanych młodych firm. Ta ostatnia liczba mnie zaskoczyła. Znając opowieści startupowców o postrzeganiu ich przez banki, byłem zdziwiony, że aż tak duży odsetek start-upów uzyskał kredyt.
Inna interesująca rzecz to odpowiedź na pytanie o wycenę firmy. Ponad połowa wycenia swój start-up na kwotę do miliona złotych, a 33 proc. na góra 100 tys. zł. Są to wyceny autorskie, więc trudno powiedzieć, na jakich podstawach są oparte. Na drugim końcu jest 6 proc. firm, które twierdzą, że warte są co najmniej 20 mln zł. Tu wycena wynika zapewne z wartości finansowania i procentu udziałów, jakie inwestor przejął w zamian za wniesioną gotówkę. Ale to też hipoteza.