Podatek dochodowy od osób fizycznych coraz bardziej zaczyna nabierać cech podatku cedularnego. Pisałem w moich poprzednich felietonach, jakie są wady takiego podejścia – niektóre źródła dochodów opodatkowanych są traktowane przez ustawodawcę lepiej, inne gorzej. Ale ewentualne preferencje nie są największą wadą takiego podejścia.
W prawie podatkowym opodatkowanie wiąże się nierozerwalnie z procesem ustalenia faktycznego i prawnego tytułu do uzyskiwanego dochodu. Moim skromnym zdaniem tytuł prawny jest o wiele ważniejszy, a to przede wszystkim z uwagi na istnienie tzw. wykładni systemowej, która pozwala interpretować pojęcia podatkowe w zgodzie z nomenklaturą stosowaną w innych aktach prawnych. Ale jest też druga przyczyna – tytuł prawny da się ustalić w świetle przepisów podatkowych nawet wtedy, gdy strony inaczej próbują nazwać coś, co dla celów podatkowych powinno być zakwalifikowane jednoznacznie.
Obserwuję na tym tyle ciekawe, jednak coraz bardziej niepokojące zjawisko. Z jednej strony pojawiają się interpretacje, które wskazują na to, że dany rodzaj przysporzenia majątkowego, należy łączyć funkcjonalnie z tym źródłem dochodu i metodą opodatkowania, które są bazą dla uzyskania tego przysporzenia. W tym roku pojawiły się takie interpretacje w obrębie przychodów kapitałowych, nawet wydawane na poziomie orzeczeń sądowych, które np. kwalifikują odsetki za zwłokę z tytułu zapłaty ceny należnej z odpłatnego zbycia papierów wartościowych do dochodów z... odpłatnego zbycia papierów wartościowych. Z drugiej strony sądy potrafią oddzielać dochody z działalności gospodarczej od dochodów kapitałowych, nawet jeśli funkcjonalny związek tych dochodów jest oczywisty, powołując się na słabo zdefiniowaną cedularność PIT.
Konsekwencją takiego podejścia może być jedynie chaos. I znaczące ryzyko inwestora, który nie ma gwarancji, że uzyskany przez niego dochód zostanie właściwie „zaszufladkowany". Teoretycznie każda szufladka powinna mieć przypisaną jedną metodę opodatkowania, jedną stawkę. Ale w praktyce zaczyna to przypominać nierozwikłana plątaninę powiązań, widocznych tylko pod odpowiednim kątem przez indywidualnego znawcę.
Czekam więc na interpretację, która zakwalifikuje dochód z funduszy dywidendowych do kategorii dochodów z zysków osób prawnych, a nie do kategorii dochodów z tytułu udziału w funduszach kapitałowych. Potem będzie można zaliczyć kalendarz otrzymany w domu maklerskim do przychodów z inwestowania na GPW i na samym końcu uznać, że przychody z transakcji przeprowadzanych przez pracowników instytucji finansowych są w rzeczywistości ich przychodami ze stosunku pracy.