Wybory parlamentarne za nami. Nowa władza z bezwzględną większością w Sejmie i Senacie oraz swoim prezydentem oznacza istotne zmiany w polityce gospodarczej. Zmiany dotyczyć będą również polityki pieniężnej. Na rynku dominuje pogląd, że stopy procentowe będą obniżane, a niezależność banku centralnego jest zagrożona. Jest się czego bać?
Bank centralny w Polsce jest niezależny. W teorii. W praktyce wiadomo jest przecież, że odpowiednio silna władza jest w stanie zmienić wszystko, nawet konstytucję. Dlatego nic nie jest dane raz na zawsze. W Polsce niezależność NBP, a szczególnie Rady Polityki Pieniężnej, starano się zagwarantować kadencyjnością członków i rozłożeniem nominacji na Sejm, Senat i prezydenta. Miało to chronić NBP przed sytuacją, w której nowa władza z miejsca powołuje swoich ludzi do Rady, a ci wykonują jej polecenia. Nie przewidziano jednak, że jedna partia zdobędzie całą władzę akurat w momencie, gdy wygasać będą kadencje całej RPP.
Przypomnijmy, że członków Rady powołują niezależnie Sejm, Senat oraz prezydent. Ten podział został stworzony po to, aby eksperci w Radzie wybierani byli przez różne środowiska polityczne. Teraz jednak nie ma to znaczenia – rządząca partia wymieni w przyszłym roku całą Radę, bo po prostu tak kończą się kadencje. Już na marcowym posiedzeniu będziemy mieć ośmiu nowych członków. Czy jeśli Rada obniży wtedy stopy, będzie oznaczało to zamach na niezależność banku? To nie takie proste.
Prawda jest taka, że perspektywy realizacji celu inflacyjnego (który – przypomnijmy – wynosi 2,5 proc.) w ostatnich miesiącach mocno się oddaliły. Po pierwsze, w wyniku niskich cen energii ceny w ujęciu rocznym cały czas spadają. Po drugie, konsumpcja w kraju nie wzrosła tak mocno, jak można było oczekiwać na podstawie dynamiki realnego funduszu płac. Mówiąc prościej, zatrudnienie rośnie, płace rosną, a ceny spadają – w portfelach mamy odczuwalnie więcej pieniędzy, ale ich nie wydajemy. Wreszcie, ze względu na spowolnienie w Azji rośnie zagrożenie dla koniunktury w Europie w przyszłym roku. Uważam, że obecna Rada do marca nie zmieni stóp. Przyzwyczaiła nas do tego, że lubi okopać się przy wcześniej obranym stanowisku, a po obniżeniu stopy referencyjnej do 1,5 proc. dawała jasno do zrozumienia, że to koniec cyklu. Jednak obiektywnie przestrzeń do obniżenia stóp wzrosła i gdyby RPP w obecnym składzie dokonała jednego bądź dwóch cięć, to szczególnie wobec lawiny obniżek na świecie nie wywołałoby to niczyjego oburzenia.
Nowa Rada będzie jednak na cenzurowanym. Polska jest nadal rynkiem wschodzącym, a inwestorzy mają świeżo w pamięci ingerencję rządu w politykę banku centralnego w Turcji czy na Węgrzech. Moim zdaniem kluczowe będzie to, jak nowa władza będzie komunikować swoją wizję polityki. Obniżka stóp przedstawiona jako ruch konieczny do realizacji celu inflacyjnego będzie przyjęta przez rynki ze zrozumieniem. Taki sam ruch argumentowany jedynie potrzebą przyspieszenia wzrostu gospodarczego może zostać odczytany jako próba przejęcia sterów w banku przez rząd. Wiadome jest, że w obydwu przypadkach obniżenie stóp wpłynie dokładnie w ten sam sposób na aktywność gospodarczą i perspektywy inflacji. Jednak bez retoryki celu inflacyjnego inwestorzy mogą się obawiać, czy Rada będzie skłonna podnieść stopy procentowe, gdy wzrost inflacji powyżej celu stanie się realnym zagrożeniem, nawet jeśli obecnie taki scenariusz wydaje się dość odległy.