Niedawno zwracałem uwagę na złożoność współczesnego świata, wielorakość i różnorodność procesów, które w nim obecnie zachodzą („Powrotu do przeszłości nie ma", „Parkiet" z 14 lutego). Dziś chciałem się skupić na wątku ściśle powiązanym z tym tematem, a mianowicie zdolności – w tych globalnych uwarunkowaniach – pojedynczych państw kształtowania niezależnej polityki społeczno-gospodarczej, posiadania własnej strategii rozwoju.
Złożoność otoczenia globalnego bez wątpienia znacznie utrudnia kształtowanie takiej niezależnej polityki. Jest to szczególnie widoczne w dwóch wymiarach. Po pierwsze, rosnąca otwartość gospodarek powoduje, że oddziaływanie tego, co dzieje się globalnie, na procesy zachodzące wewnętrznie jest dziś znacznie większa niż 20 czy 30 lat temu. Potwierdził to chociażby kryzys z przełomu 2008/2009 r., kiedy to problemy w USA spowodowały, że cały świat na chwilę niemalże się zatrzymał. Po drugie, niepewność, która wynika ze skomplikowanego otoczenia międzynarodowego znacznie utrudnia planowanie działań strategicznych. Zamiast jednego scenariusza globalnego, trzeba brać pod uwagę kilka scenariuszy o określonych prawdopodobieństwach, a nawet – i z taką sytuacją mamy prawdopodobnie obecnie do czynienia – przyszłość można opisać jedynie jako szeroki przedział możliwych zdarzeń. Co więcej nie można wykluczyć, że w wyniku jakiś szokowych wydarzeń w najbliższych latach będziemy mieć do czynienia z całkowicie nieprzewidywalnym otoczeniem.
Taka sytuacja wymaga nieco innego myślenia o rozwoju gospodarczym niż to w relatywnie spokojnych czasach. Nie oznacza ono wprawdzie, że trzeba zupełnie rezygnować z własnych pomysłów i wizji, zdając się na dryf z tym, co świat przyniesie. Równocześnie jednak każe za jeden z kluczowych priorytetów uznać coś, co w teorii postaw strategicznych określa się mianem „zachowania sobie możliwości działania". To postawa, która przypisuje ważną rolę strategiczną inicjatywom, które tworzą pole manewru na wypadek sytuacji szoku, sytuacji najbardziej skrajnej nieprzewidywalności.
Tego kiedy i co może się z globalną sytuacją wydarzyć nie jesteśmy w stanie przewidzieć – taka jest istota niepewności. Można jednak zakładać, że ryzyko negatywnych w swych konsekwencjach wydarzeń jest dziś stosunkowo wysokie. Oczywiście można wierzyć, że nic wielkiego się nie wydarzy (oby!), ale trudno nie dostrzegać swego rodzaju niekorzystnego kierunku rozwoju globalnej sytuacji (narastający dług, rosnący protekcjonizm, narastające niezadowolenie społeczne itd.). W tej sytuacji dojrzałość polityki społeczno-gospodarczej powinna kwestię „zachowania możliwości działania" jak najbardziej uwzględniać. Wydaje się, że niektóre kraje zaczęły to już robić, by przywołać chociażby przykład Niemiec. W kraju tym od kilku lat prowadzona jest polityka zrównoważonego budżetu. Niemiecki bank centralny ściąga do kraju rezerwy złota, a banki komercyjne systematycznie ograniczają zaangażowanie finansowe w krajach południa strefy euro i to pomimo że w efekcie działań EBC (słynnego „whatever it takes" wypowiedzianego w 2012 r. przez M. Draghiego) kryzys strefy wydaje się większości zażegnany.
W kontekście „zachowania możliwości działania" na poziomie makroekonomicznym kluczowe są dwie kwestie; pole możliwej reakcji polityki fiskalnej i polityki monetarnej. Wydatki publiczne to jedno z podstawowych i najbardziej skutecznych narzędzi podtrzymywania koniunktury (sami przekonaliśmy się o tym w 2009 r.). Ich skuteczność jest jednak uzależniona od skali oraz od tego czy równocześnie deficyt nie stanowi zagrożenia dla wypłacalności państwa (wówczas bowiem bardzo szybko może samo stać się źródłem poważnych problemów). Jak pod tym względem wygląda sytuacja w naszym kraju? Bez względu na rządzącą opcję polityczną, nawet w warunkach relatywnie silnego wzrostu gospodarczego standardem jest utrzymywanie stosunkowo wysokiego deficytu. W efekcie dług publiczny (w relacji do PKB) spada jedynie w prognozach zawartych na kartach wieloletnich planów finansowych (powstających na potrzeby Brukseli) lub w efekcie takich działań jak przejęcie środków OFE.