Opublikowane pod koniec stycznia wstępne szacunki Głównego Urzędu Statystycznego dotyczące tempa wzrostu produktu krajowego brutto i jego składowych w 2017 roku po raz kolejny okazały się pozytywnym zaskoczeniem dla części komentatorów polskiego życia gospodarczego. Szczególnie optymistyczną wiadomością płynącą z komunikatu GUS jest kolejne przyspieszenie dynamik PKB i inwestycji w ostatnich trzech miesiącach roku. Na podstawie danych za cały rok stwierdzić już można z całą pewnością, że tempo wzrostu gospodarczego przekroczyło w IV kwartale 5 procent, a nakłady inwestycyjne zwiększyły się w tym czasie o blisko 12 procent. Cieszyć się również należy z faktu, że wzrost gospodarki oparty jest na solidnych podstawach – pozytywnie na tempo wzrostu oddziałują zarówno spożycie, jak i inwestycje oraz popyt zagraniczny.
Według najnowszych prognoz Instytutu Prognoz i Analiz Gospodarczych, w latach 2018–2019 spodziewać się należy przedłużenia odnotowanych w końcu 2017 roku zjawisk, choć dynamika podstawowych agregatów makroekonomicznych nieco się obniży. Wpłynie na to z jednej strony spodziewany spadek tempa wzrostu gospodarczego w całej Unii Europejskiej i w strefie euro, a z drugiej, czynniki wewnętrzne, takie jak skutki niskiej stopy inwestycji w gospodarce oraz wyczerpywanie się dostępnych zasobów rynku pracy. Produkt krajowy brutto wzrośnie w opinii IPAG w 2018 roku o 4 procent, a w kolejnym – o 3,6 procent. Popyt krajowy zwiększy się w tych latach odpowiednio o 3,9 i 3,5 procent, a konsumpcja o 4 i 3,5 procent.
Na bardziej szczegółowe omówienie zasługuje sytuacja nakładów brutto na środki trwałe, czyli inwestycji. Według prognozy IPAG, w 2018 roku w skali rocznej odnotowany zostanie po raz pierwszy od 2014 roku dwucyfrowy poziom wzrostu tego wskaźnika. Odrodzenie popytu inwestycyjnego, obserwowane już w końcu 2017 roku, wynikać będzie z jednoczesnego wzrostu inwestycji prywatnych i publicznych, w tym również samorządowych. Trzeba jednak podkreślić, że spośród ostatnich dziewięciu lat, tj. od roku 2009, aż w czterech obserwowane były realne spadki nakładów inwestycyjnych, a więc stopa inwestycji w gospodarce w dalszym ciągu będzie niezadowalająca z punktu widzenia potrzeb rozwoju. Dla średniookresowych perspektyw wzrostu gospodarczego kluczowe więc jest utrzymanie wysokiego tempa wzrostu inwestycji.
Czynnikiem mobilizującym może stać się w tym aspekcie konieczność podnoszenia przez przedsiębiorstwa wydajności posiadanych zasobów. Wobec szybko obniżającej się do historycznych minimów stopy bezrobocia przedsiębiorcy mogą dążyć do zastępowania w coraz większym stopniu siły roboczej maszynami i urządzeniami, w celu zautomatyzowania jak największej części produkcji. Okres, w którym bogate rezerwy siły roboczej dostępne były tanio na rynku, mamy już bowiem, przynajmniej przejściowo, za sobą. Jednakże to właśnie brak pracowników był jednym z czynników opóźniających odbicie dynamiki inwestycji po zapaści z 2016 roku, jako że trudno jest znaleźć pracowników, którzy byliby w stanie obsłużyć nowo powstałe techniczne zdolności produkcyjne.
Analizując wewnętrzne czynniki ekonomiczne, trudno dopatrzyć się jednego decydującego, który mógłby zagrozić realizacji umiarkowanie optymistycznego scenariusza i przerwać korzystną fazę cyklu koniunkturalnego. Niestety, z teorii i praktyki wiadomo, że kiedyś skończyć się ona musi. Z tej perspektywy przyglądać się jednak należy przede wszystkim globalnym czynnikom zewnętrznym, a konkretniej – sytuacji za oceanem. To ona bowiem decyduje w dużej mierze o stanie koniunktury światowej, a pośrednio zatem i polskiej. Obserwowane obecnie ożywienie w gospodarce amerykańskiej jest pod względem długości trwania na trzecim miejscu spośród powojennych, a najprawdopodobniej jeszcze w pierwszej połowie bieżącego roku awansuje na miejsce drugie. Z pozoru nic nie stoi na przeszkodzie, by długość fazy koniunktury w Stanach Zjednoczonych biła kolejne rekordy, jednak jak pokazuje doświadczenie – przeszkoda taka zawsze, prędzej czy później się znajduje. I zawsze w takich przypadkach znajduje się także analityk lub prognosta, który post factum ogłosi, że spowolnienie przewidział i poprawnie wytypował jego przyczyny. Zazwyczaj jednak przemilcza w takich przypadkach swoje wcześniejsze niezrealizowane wizje katastrofy.